4 Rzeczy, Których Nie Nauczysz Się w Szkole
Szkoła Życia
Cześć, jestem Magda z Selfmastery.pl, dzisiaj opowiem o 4 rzeczach, których raczej nie dowiesz się ani nie nauczysz się w szkole i do których warto, dla swojego własnego dobra, wrócić w dorosłym życiu.
Dzisiaj trochę luźniejszy film, ale bardzo ważny temat. Bo to czego uczysz się albo czego nie uczysz się w szkole, decyduje nie tylko o tym jak radzisz sobie w życiu w praktyce, ale też o Twoim poziomie satysfakcji, spełnienia i poczucia sensu. To na poziomie indywidualnym. Na poziomie społecznym, to dosłownie kształtuje nasze instytucje i wpływa na jakość usług i produktów z których wszyscy korzystamy. A ja mocno wierzę w to, że i na poziomie indywidualnym i na poziomie zbiorowym, może być z tym dużo lepiej i to dzięki DOBREJ edukacji. Niestety w moim odczuciu to, co dzisiaj odbywa się w szkole, rozmija się – i to bardzo – z czymś, co rozumiem pod tym pojęciem. Ale też nie chcę być źle zrozumiana, bo naprawdę doceniam to, ile dobrego w naszym świecie przyniosła powszechna edukacja. To jest niesamowite, wspaniałe, to jest naprawdę duże osiągniecie i cieszę się, że żyję w miejscu i w czasach, kiedy ta edukacja jest możliwa. Natomiast nie sądzę, żeby dało się dłużej robić to w taki sam sposób jak do tej pory, jeżeli to ma się sprawdzić we współczesnym świecie i służyć dzieciom i nam wszystkim. Bo niestety z rzeczy, które dzisiaj praktycznie przydają mi się w życiu po latach nauki, wymieniłabym trzy – umiem pisać, czytać i rozmienić 100 złotych. I może trochę przejaskrawiam, ale wcale nie tak bardzo. Swoją drogą, ciekawe czy tylko ja byłam taka oporna czy to jest bardziej uniwersalne odczucie, że w szkole nie uczy się człowiek zbyt wielu praktycznych rzeczy. Daj znać w komentarzu czego nauczyła Cię szkoła, jestem bardzo ciekawa. Ale abstrahując, myślę, że poza nauką tych podstawowych umiejętności, szkoła w aktualnej formie, może bardzo przydać się osobom, które planują karierę naukową. Racjonalność, ramy, zasady – czyli to wszystko co mamy w szkole, to też sprawdza się w świecie nauki. Jakieś aberracje, anomalie – nawet gdyby miały być początkiem jakiegoś nowego odkrycia – przyjmowane tu są raczej sceptycznie. I to pasuje nieźle do świata nauki. Ale, co jeżeli akurat Ty nie odnajdujesz się najlepiej – ani w liczeniu, ani w pisaniu, ani w czytaniu, ani w językach, ani w sporcie ani w muzyce czy rysunku i wcale nie chcesz być naukowcem? No właśnie i to jest temat. Bo w takiej sytuacji, według standardów szkolnych, w zasadzie nic nie umiesz i nie za bardzo wiadomo, co z Tobą zrobić. I myślę, że to nie jest wcale Twoja słabość, tylko słabość aktualnego systemu edukacji . A co jest największą słabością tego systemu? To, że konformizm ceniony jest wyżej niż różnorodność. Próbuje się zmielić wszystkie dzieci, na w miarę jednolitą masę, według narzuconych z góry kryteriów, bez względu na kształt początkowy tych dzieci. Ja to właśnie nazywam przemocą. I dla mnie to jest ogromny koszt, który przewyższa zyski w postaci wiedzy o tym gdzie leży Afryka. I wcale nie chodzi o to żeby nie uczyć dzieci. Chodzi o to żeby to robić w humanitarny sposób. To znaczy, oprócz tego, że coś wiemy, umiemy coś przeczytać i napisać, dobrze byłoby gdyby ktokolwiek w szkole zainteresował się nami jako ludźmi, tym kim jestśmy. A tego bardzo brakuje. Sama idea edukacji wydaje się szczytna i sensowna. Ale moim zdaniem, trochę tak jest i trochę tak nie jest. Zależy na, co popatrzymy. Założenia początkowe wydają się w porządku, gorzej z wykonaniem. Po prostu w tym systemie, trochę za często jak dla mnie, sposób realizowania idei, wypacza samą ideę. Czyli mamy raczej fabrykę, zamiast ludzkiego podejścia, raczej formowanie zamiast zainteresowania. To w efekcie, odsuwa dzieci od siebie i podkopuje ich fundamenty poczucia własnej wartości, pewności siebie, wolności i radości życia w przyszłości. A przez to stają się jakieś takie bezbarwne, smutne, zmęczone, podatne na wpływy, skupione na oczekiwaniach zewnętrznych i przestraszone ocenami z zewnątrz. Ciekawe jest to, że później właśnie te rzeczy często ludzie próbują naprawiać w rozwoju osobistym. Ale wracając do meritum. Dobrze byłoby zadać sobie proste pytanie – jaki właściwie powinien być cel edukacji i jak się ma do tego aktualny model? Dla mnie osobiście pierwszym i ostatecznym celem edukacji i rozwoju jest to, żeby wspierać człowieka w odkrywaniu tego kim jest naprawdę i stwarzać mu możliwości do przekucia tego w coś, dobrego i konstruktywnego dla niego samego i dla nas wszystkich. A do tego potrzeba świadomości jakie mamy talenty, możliwości rozwijania tych talentów, próbowania różnych rzeczy, eksplorowania i dyskusji na temat wartości i skutecznych narzędzi. W tym umiejętności zarabiania na naszych najlepszych talentach. Pytanie czy uczymy się tego w szkole? Nie sądzę. Dlatego uważam, że cel edukacji o którym mówiłam wcześniej nie jest systemowo realizowany w szkole. Może jakieś odpryski tego można czasem znaleźć, ale to nie jest standard. Może po prostu inny jest cel. Ale to ma swoje koszty – indywidualne, społeczne i gospodarcze. Pracodawcom ciężko znaleźć ludzi, których naprawdę potrzebują. A potrzebują ludzi młodych, trochę idealistów, trochę pragmatyków, ludzi kreatywnych, utalentowanych, zdolnych do efektywnej współpracy, samodzielnych i zdolnych realizować długofalowe cele. A dostają niestety, coś bardziej w stylu siły roboczej z epoki przemysłowej. Często ludzi pozbawionych entuzjazmu i chęci do czegokolwiek. Dlatego nawet w takim podstawowym elemencie, jakim jest przygotowanie młodych ludzi do wejścia na rynek pracy, szkoła w tej formie po prostu się nie sprawdza. Nie przystaje do rynku. Nie przystaje do współczesnego świata. Parafrazując Kena Robinsona, potrzebna jest nam PERSONALIZACJA edukacji a nie STANDARYZACJA edukacji i bardzo mocno się z tym zgadzam. Bo naprawdę serce mi pęka, kiedy na co dzień rozmawiam z Klientami w Coachingu i słyszę, że oni nie bardzo potrafią powiedzieć kim są, czego chcą i nie wiedzą w ogóle co mają robić. Po kilkunastu latach edukacji nie wiedzą o sobie prawie nic. Nie wiedzą jakie mają talenty i predyspozycje. Nie wiedzą nawet, co lubią i w czym są naturalnie dobrzy. Nie wiedzą też co czują za bardzo, często nie mają dobrego kontaktu z intuicją. I możemy robić milion testów, ale to nie załatwia wszystkiego. Bo brak nam w tym wszystkim świadomości. A akurat o tym w szkole raczej na pewno nie usłyszysz. Czego jeszcze nie nauczysz się w szkole albo nie dowiesz się w szkole?
Talenty
Tego jakie masz talenty. Każdy człowiek ma jakiś talent, koniec kropka. Niestety w szkole nie ma za bardzo o tym mowy. Mało kto patrzy w jaką stronę skierowany jest entuzjazm dzieci, co je interesuje, co je pochłania. Jest tego bardzo mało, jeżeli w ogóle. No chyba, że akurat dziecko ma talent do pisania czy do matematyki, to jasne może w szkole rozwijać te talenty. Bo to jest coś, co przez system edukacji jest premiowane. Ale, co z resztą dzieci? Spisujemy na straty? Myślę, że więcej dzieci jednak straciło kontakt ze sobą i ze swoimi talentami w szkole, niż je w niej rozwinęło. I to jest smutne. Mantra powtarzana w szkole to – zakuć, zdać i zapomnieć. Ale takie podejście nie sprawdza się później w życiu ani w pracy. W dodatku, rodzice i nauczyciele pielęgnują w dzieciach takie bardzo pragmatyczne podejście do życia. Czyli traktują bycie sobą, powołanie i talenty jak jakieś mrzonki i niepraktyczne fantazje. Raczej kierują swoje dzieci w stronę tak zwanego sukcesu, w stronę tego, co się opłaca. Zamiast w stronę budowania czegoś, opłacalnego na fundamencie tego kim ich dzieci są i jakie mają predyspozycje. Oczywiście rodzice chcą dobrze. Chcą żeby dzieci miały dobre życie, ale często sami je od tego odwodzą. Z tego powodu masa naszych talentów i indywidualnie rozumianej inteligencji – czy to jest malowanie pszczół, czy robienie kanapek, czy gra na fortepianie – ląduje w cieniu. A potem my w dorosłym życiu lądujemy w takim dziwnym miejscu w którym niby mamy z czego żyć, praca nie jest taka zła, jest rodzina, jest dom, ale czegoś nam jednak brakuje. Towarzyszy nam jakieś poczucie pustki, braku spełnienia i satysfakcji. Życie staje się ciężkie. Na szczęście nie wszyscy tego doświadczają, ale niestety często tak to wygląda. Jak ktoś chce trochę się obudzić z tego pragmatycznego podejścia, bardzo polecam film ‘Billy Elliot’. Stary, ale odświeżający. To wszystko o czym mówię oczywiście nie znaczy, że życie nie ma pragmatycznego wymiaru, ale pytanie czy nie można pragmatyzmu połączyć ze spełnieniem? Osobiście wiem, że to jest możliwe. Wiem też, że bycie sobą i budowanie na tym swojej kariery zawodowej, może sporo kosztować, szczególnie w niesprzyjającym środowisku. Dlatego takie ważne jest wsparcie szkoły a przynajmniej rodziców. Co tu jest do nadrobienia po szkole? Na pewno odkrywanie swoich talentów. Nie tylko przez jakieś narzędzia i testy, ale też przez obserwowanie swoich odczuć, stanu flow, przypływów i odpływów energii. Też przez podążanie w stronę tego, co nas naturalnie ciekawi i jest naprawdę interesujące. Może to jest hip hop a może malowanie pszczół. To też jest talent i to też jest inteligencja. Nie widzę wyższej formy inteligencji, niż bycie sobą. I tutaj docieramy do kolejnej rzeczy o której nie nauczysz się za wiele w szkole. To są emocje i wszystko czego nie da się dotknąć a co wiąże się z szeroko rozumianą samoświadomością.
Samoświadomość
Człowiek jest istotą wielowymiarową. Szkoła w moim odczuciu premiuje brak świadomości i samoświadomości przez ignorowanie tego faktu. Dlatego, że w szkole skupiamy się głównie na jednym wymiarze – na racjonalności i logice. Wszystko kręci się wokół programu, wiedzy, obowiązków i zasad. Ja naprawdę rozumiem znaczenie tego wszystkiego dla organizacji, która musi jakoś funkcjonować. To jest dla mnie jasne. Ale sytuacja w której uczeń w szkole, nawet na płytkim poziomie, nie uczy się niczego o sobie jest niedopuszczalna. W szkole w ogóle nie mówi się o emocjach, o tym jak sobie z nimi radzić i o tym jakie mamy emocje. Nikt też o to uczniów nie pyta. Nikt nie zająknie się też na temat tego, że jest coś takiego jak intuicja. Kontakt z intuicją – czyli coś co masz naturalnie – będzie tutaj raczej negowane. Będzie trzeba często zaprzeczać sobie, żeby spełniać zewnętrzne oczekiwania i ufać bardziej komuś niż sobie, nawet w drobnych sprawach. Nie dowiesz się też w szkole raczej, że ciało, umysł, emocje i Twój aspekt duchowy współistnieją, przenikają się. Nie ma w ogóle tego tematu, nie ma tematu zdrowia psychicznego. Nie dowiesz się nawet czy jesteś bardziej introwertyczny czy ekstrawertyczny. Nikt nie nauczy Cię szanować swojej własnej natury i raczej też nie wykaże za dużego zrozumienia dla tej natury, tym bardziej, jeżeli to będzie sprzeczne z oczekiwaniami zewnętrznymi. Czy z wymaganiami programu. Właśnie dlatego ludzie potem myślą, że coś jest z nimi nie tak i że powinni być inni. Szczególnie introwertycy tak mają, bo jednak społeczeństwo dość mocno ciągle premiuje ekstrawertyzm. O przekonaniach też w szkole nie usłyszysz. Gdyby Ci ktoś o tym opowiedział, miałbyś świadomość tego jak system edukacji próbuje Cię kształtować a to nie jest widocznie coś, co masz wiedzieć. Nie dowiesz się też, że jesteś kreatywny, bo w szkole masz umieć a nie myśleć i tworzyć. Nikt nie mówi o kreatywności ani o krytycznym myśleniu. Liczy się to, co autor miał na myśli i przyswojenie sobie tego niezależnie od Twojego własnego rozumienia. A nawet jak mówi się o kreatywności czasem to i tak wymaga się odtwarzania a nie tworzenia. Nie ma w szkole połączenia racjonalności i świadomości, a to byłby świetny tandem. Krótko mówiąc, w szkole nie dowiesz się jak o siebie dbać na wielu poziomach. Ale żeby wykuć wiersz na pamięć, proszę bardzo. Albo gdzie ta Afryka…to jest najważniejsze. Jakie są skutki tego wszystkiego? Takie, że młodzi ludzie są intelektualnie jak brzytwa. Mądrzy, inteligentni, rozsądni, grzeczni, niby wszystko się zgadza. Ale mają masę kłopotów emocjonalnych. Są jacyś tacy poważni, jakby już zmęczeni życiem a przecież dopiero zaczynają życie. Nie bardzo rozumieją, co się z nimi dzieje. Czemu źle się czują, brakuje im energii, mają kłopoty w relacjach, trudno im zaangażować się w coś na całego. Mało im się chce. Zamiast tego wolą scrollować media społęcznościowe. Złoszczą się na siebie i myślą, że są do niczego. Ale oni praktycznie nie mieli szans na odkrywanie siebie. Zamiast tego spełniali oczekiwania i robili masę rzeczy, żeby zadowolić wszystkich dookoła. A mało kto interesował się nimi. Liczy się to żeby dziecko chodziło do szkoły na lekcje, dostawało dobre oceny i zdało wszystkie testy, dopiero później okazuje się, że to niewiele w życie wnosi bez samoświadomości. Nie da się w pełni wykorzystać potencjału intelektualnego bez umiejętności radzenia sobie z emocjami. Człowiek jest całością i jeżeli nie ma równowagi pomiędzy racjonalnością a odczuwaniem, to nie ma mowy nie tylko o kreatywności, ale też o samodzielności, radości z życia i z pracy. Co tu jest do nadrobienia? Poznanie samego siebie, oswojenie się z emocjami, poznanie ich, zrozumienie tego jak działa Twój mózg, Twoja psychika i przekonania. Powrót do kreatywności i intuicji. Do tego, co wzbudzało Twój entuzjazm, w czym byłeś i jesteś kreatywny. To wszystko razem połączone z myśleniem, daje wspaniałe rezultaty. Następną rzeczą, której nie dowiesz się pewnie w szkole, jest to dokąd właściwie w życiu zmierzasz. Co dalej po szkole? Jaki masz cel w życiu i jaki w związku z tym jest sens tego, co robisz w szkole.
Kierunek w życiu, cel i wartości
Nie wiem jak Ty, ale ja po szkole kompletnie nie wiedziałam, co mam robić w życiu. Nie wiedziałam nawet dlaczego na danym przedmiocie, uczyłam się tego czego się uczyłam. Nie wiem jaki to miało mieć sens i do czego miało mnie to doprowadzić, nikt mi tego nigdy nie wyjaśnił. Za to wszyscy czegoś wymagali, ale nie wiadomo czemu. Oczywiście poza tym, że trzeba się uczyć, mieć piątki i na koniec dostać dyplom. Ale czemu akurat tego uczyłam się na te piątki i dyplomy? Nie wiadomo. Bez wsparcia młodych ludzi w określeniu kierunku życiowego, bez rozmowy o wartościach, intuicji, kreatywności i psychice, bardzo trudno wyjaśnić dziecku po co ma uczyć się akurat tych rzeczy, których potem się od niego wymaga i za które się ocenia. Bo to jest odklejone kompletnie. Nie ma związku a myślę, że ten związek powinien być. Tylko trzeba byłoby zacząć od tego celu i kierunku czyli na wstępie od zainteresowania się dzieckiem. Nic dziwnego, że młodzi ludzie czują się po szkole zdezorientowani i zniechęceni. Spełnili wszystkie oczekiwania, mieli dobre oceny, byli grzeczni, ale co im to dało? Dalej nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić, mało tego, po drodze lwia część ich młodzieńczego idealizmu i entuzjazmu, umarła po prostu. Bo w szkole nikt nie zadaje pytań w stylu – Co jest dla Ciebie warte uczenia się ponad dyplomami i piątkami? Jakiemu ważniejszemu celowi ten cały wysiłek ma służyć? Jaką ma wartość szkoła, która nie pomaga młodym ludziom przekuć ich talentów, wiedzy o sobie i samoświadomości w coś wartego wysiłku dla nich i dobrego, konstruktywnego dla nich i dla nas wszystkich, z czego mogliby żyć i czerpać satysfakcję? To jest dobre pytanie. Myślę, że jeżeli młodzieńczą energię skierujemy w pozytywną stronę i skorelujemy z najlepszymi wartościami i talentami danej osoby, przekujemy w działanie, to rezultaty mogą być niezwykłe. Zwyczajnie szkoda mi tej energii, bo ona jest marnowana po drodze. Myślę sobie, że młodzi ludzie bardziej niż kiedykolwiek potrzebują wsparcia w odkrywaniu siebie i rozmowy o wartościach. Bo to daje im świadomość, że mogą coś wnieść i tego, że tylko pozytywny cel, może zapewnić trwałą inspirację, motywację i odporność, które charakteryzują dobre i celowe życie. Do tego też potrzebują struktury, która im w tym pomoże. Co tu jest do nadrobienia? Oczywiście odkrycie życiowego celu, wartości i ukierunkowanie się w stronę czegoś dobrego i wartego wysiłku. Ale to nie wszystko, żeby to realizować to potrzebne są narzędzia, które ja nazywam sobie narzędziami życiowymi. I teraz zbiorczo potraktuję je jako kolejną rzecz, której w szkole się raczej nie nauczysz.
Życiowe narzędzia
Podzieliłabym te narzędzia na dwie grupy. Pierwsza grupa to są rzeczy w które dobrze być wyposażonym w życiu. One są dość ważne w życiu moim zdaniem. Zaliczyłabym do nich – pewność siebie, realistyczną pokorę, optymizm, wytrwałość, zdolność podejmowania regularnego wysiłku w stronę ważnych celów, dawanie z siebie wszystkiego i dbanie o proces, niekoniecznie tak bardzo o rezultat. Druga grupa narzędzi, to bardziej umiejętności i praktyczna, życiowa wiedza powiedzmy. Zaliczyłabym tutaj – krytyczne myślenie, komunikację, wiedzę na temat efektywności, zarządzania czasem, energią i uwagą, wiedzę na temat finansów i biznesu. Jak to się wszystko łączy? Jeżeli te narzędzia połączymy z jasnością życiowego kierunku, to dajemy młodemu człowiekowi chyba największą szansę na tak zwany sukces, nie tylko finansowy, ale też osobisty. Co tu się musi zmienić żeby taka szansa się pojawiła? Dorośli. Zamiast kierować dzieci w stronę tego, co zdaniem rodziców i nauczycieli jest praktyczne, trzeba pomóc im w podążaniu ich ścieżką życiową, nawet jeżeli na pozór ta ścieżka wydaje się idealistyczna i mało realna. Czyli trzeba połączyć praktyczne patrzenie na wymagania wybranej przez dzieci ścieżki życiowej i pomóc im szukać rozwiązań i narzędzi, które pomogą im iść w kierunku w którym chcą iść, zamiast sugerować im zmianę kierunku. Trzeba im pomóc w tym czego chcą a nie w tym czego my chcemy. Oczywiście zawsze można porozmawiać, przyjrzeć się temu skąd taki wybór, ale to się różni od powtarzania dziecku, że jak nie będzie prawnikiem to będzie nikim. Tak to widzę. Jeżeli chcesz pomóc swojemu dziecku i wyposażyć je w część przynajmniej wymienionych wcześniej narzędzi kup fajny notes i notuj w nim wszystko, co zauważysz na temat swojego dziecka. Zapisuj to, czym Twoje dziecko się interesuje – od małego. Patrz kiedy pojawia się u niego największy entuzjazm, czego on dotyczy, czym Twoje dziecko się bawi, do czego je ciągnie. Zadawaj mu pytania, ale nie w stylu – kim będziesz jak dorośniesz? Tylko pytania o to, co lubi, co mu się podoba i dlaczego? Zapisuj wszystko. Rozmawiaj z nim o talentach i emocjach. Niech ma świadomość, że takie tematy w ogóle istnieją. Buduj a nim tę świadomość. Zainteresuj się kim Twoje dziecko jest. A to wszystko po to, żeby ono miało jakiś punkt startowy, jakiś zestaw informacji, nie rad i zaleceń, ale informacji i obserwacji. A potem wspieraj je w realizacji pokazując różne narzędzia. W sumie wiele z tych narzędzi pojawia się już w wyniku samej rozmowy na te tematy, których w szkole nie ma. Zrób to, żeby Twoje dziecko nie musiało tak bardzo dryfować i żeby uniknęło zagubienia w późniejszym życiu. Chodzi o to żeby mogło się rozwijać na bazie tego, co już ma i było świadome swoich zasobów. Cała nadzieja w Tobie jako w rodzicu tak naprawdę. Wszyscy na tym skorzystamy.
Na dzisiaj to wszystko. Jeżeli uważasz ten film za ważny i przydatny dla siebie, podziel się nim z przyjacielem, polub go, zostaw mi swój komentarz. Poza tym, zapraszam na coaching jeden na jeden ze mną, więcej informacji znajdziesz na Selfmastery.pl. Za dzisiaj bardzo dziękuję, wszystkiego dobrego i do zobaczenia.
Magda Adamczyk
6 Comments
Niesamowicie dużo prawdy w dzisiejszym filmiku. Pamietam, jak już jaki dziecko pytałam się nauczycielki po co te wzory chemiczne, czego? Ona wchodziła i pisała temat na tablicy i dalej leciała z regułkami reakcji chemicznych. Śle do czego te reakcje? I przede wszystkim czego dotyczyły? Mydła? Tuszczow? Soli kuchennej? To akurat byłoby dla mnie bardzo interesujące, gdybym wiedziała na wstępie o czym
w ogóle mówimy na danej lekcji? Zupełne odcięcie się od rzeczywistości. Abstrakcje które same oporowo wchodziły do głowy. Jak tak przedstawiony temat mógł zostawić ślad w mojej głowie? Żaden. A przecież chemia to życie. Wszystko jest chemią. I to jest bardzo interesujące. Czasem miałam wrażenie ze sam nauczyciel tego nie rozumiał.
Znam ludzi, którzy szkoły nienawidzili a byli wybitnie zdolni. Ludzi, którzy mało czytali a fantastycznie potrafili pisać. Szkoła nie dała im szansy. Wręcz przeciwnie. Zabiła w nich to. Moja siostra napisała kiedyś wypracowanie. Nauczycielka postawiła jej niedostateczny dlatego ze używała terminów zbyt artystycznych. „Nie jesteś przecież pisarzem”
Usłyszała. W innej szkole jej wypracowania wisiały na tablicy w korytarzu wychwalone pod niebiosa. Szkoła jest tragiczna…😕
Dodam jeszcze jedno: aby wydobyć z siebie talenty i używać ich w życiu trzeba mieć oparcie w rodzinie. W dzieciństwie jeśli dziecko nie ma uwagi rodziców, jeśli mama jest zamordowana pracą a ojciec leży pijany to nie ma szans na jakiekolwiek kreatywności dziecka. Rośnie się w przekonaniu, ze nie ma po co i nie ma komu. I tak nikt tego nie zauważy. Przede wszystkim dom i rodzice. Tu zaczyna się nasz rozwój albo niestety kończy.
Bezcenny przekaz ,
Mam dorosle córki i cudem je uchroniłam przed stygmatami edukacjj Pl.
W świecie odnalazły się , jedna skonczyła Sorbonę a druga w Angli jest bezcenną osobą , bo jest Sobą.
Cieszę się ,że świadomość rodziców wztasta dzięki Tobie Magdo .
Nazwalabym to zdroworozsadkowa edukacja. Tylko jak to wdrozyc w publiczna edukacje? Czy zaczac od pierwszej eksperymentalnej szkoly ? Albo powoli ….jakies kursy edukacji zyciowej? Albo kluby wolnej edukacji?
Uwazam ze sefmatery zrobilo juz dobry poczatek. Teoria bardzo dobra. Do tej teorii jest potrzebna praktyka. A wiec kto podejmie nastepne praktyczne kroki? Lekarze, psychologowie, nauczyciele, rodzice? Chyba wszyscy razem powinni wspolpracowac nad daniem szansy dla kolejnej generacji.
Pozdrawiam
Świetny wykład👏
Pozdrawiam
Nie zgadzam się z tymi wypunktowanymi brakami w szkole. O emocjach mówię z dziećmi na lekcjach wdż, o emocjach robiliśmy innowacje pedagogiczne i Dzień Zdrowia Psychicznego poświęcony emocjom, prowadzę w szkole zajęcia kreatywne z uczniami klasy 6, w szkole uczniowie którzy np grają na perkusji, występują np na imprezach szkolnych. Uczniów, którym rodzice każą poprawiać 4, staram się uświadomić, że nie ma sensu męczyć się i poprawiać na 5, tylko dlatego że rodzice tak zostali wychowani, że tylko 5 i 6 jest ok. Coraz częściej nauczyciele stosują na lekcjach metody myślenia krytycznego. I obserwując na fb nauczycieli przedmiotów, których uczę i nie tylko, uważam, że takich szkół jak moja jest wiele. A dlaczego współcześni dorośli ludzie nie wiedzą co chcą i kim są? Chyba dlatego, że nastoletnie życie spędzali w internecie, a jeśli po lekcjach chodzili na zajęcia dodatkowe, to dlatego, że rodzice tak chcieli. To nie jest wina szkoły. Dlaczego czegoś im w życie brakuje nawet jeśli wszystko mają? Bo nie prowadzą refleksji nad swoim postępowaniem, nie prowadzą życia duchowego. Jeśli już skłaniają się do jakiejś duchowości to najczęściej błądzą, szukając światła, energii, witalności, zamiast po prostu relacji z Bogiem.