Jak Działa Propaganda
Cześć, jestem Magda z Selfmastery.pl, dzisiaj kontynuacja tematu propagandy. Opowiem o tym jak i dlaczego, działa na nas propaganda.
Tradycja i Nowoczesność
Urodziliśmy się w świecie w którym propaganda już istniała. I dzisiaj nie ma za bardzo od niej ucieczki. Ale jak to się właściwie stało, że weszła w naszą codzienność? Jak na nas działa? I jak we współczesnym świecie zachować siebie, mimo wszystko?
Zrobię wszystko, co będę mogła, żeby dzisiaj na te pytania odpowiedzieć, ale raczej nie wystarczy nam do tego 30-minutowy film. Dlatego, że wyjaśnienie tematu propagandy jest naprawdę trudne. Ociera się o bardzo złożone procesy i zjawiska, które dotyczą przemian kulturowych, tak zwanego społeczeństwa i pojedynczych ludzi. Ja dzisiaj chcę się skupić, właśnie na pojedynczych ludziach – na Tobie i na mnie, bo to jest dla mnie najważniejsze i myślę, że od tego najwięcej zależy w kontekście naszej przyszłości. Ale, żeby móc się skutecznie skupić właśnie na tym, przyda nam się jednak jakieś tło społeczne i kulturowe, które pomoże nam obejrzeć zjawisko propagandy w rzeczywistości tych złożonych przemian. Do tego z kolei, przyda nam się zarys różnic pomiędzy tym jak było kiedyś, kiedy nie było propagandy w takiej formie w jakiej znamy ją dzisiaj, a tym jak jest dzisiaj. I od tego właśnie zacznę. Ale zanim zacznę, przypominam, że na kanale jest już jeden film na temat propagandy, ma tytuł ‘Propaganda’ – link dodam poniżej (https://selfmastery.pl/propaganda/). Sugerowałabym zacząć właśnie od tego pierwszego filmu a potem przejść do dzisiejszego. Myślę, że dzięki takiej kolejności to, co za moment powiem będzie miało dużo większy sens.
Wracając do meritum – kiedyś mieliśmy tradycyjne, lokalne społeczności, które działały sobie na swoim terenie i na swoich zasadach. Wiadomo było, co jest akceptowane i dopuszczalne a co nie. Te społeczności formowały się dość naturalnie, miały swoją strukturę, hierarchię, jakąś formę duchowości i swojego lidera, który był częścią danej grupy. Każdy miał tu swoje miejsce i pełnił jakąś funkcję. W ten sposób, każdy też zaspokajał swoje podstawowe potrzeby – potrzebę przynależności, bezpieczeństwa czasami uznania i szacunku. Poza tym człowiek mógł mieć na co dzień, bezpośredni kontakt z większością członków grupy – był częścią czegoś większego niż on sam, miał poczucie jakiejś wspólnoty. A ludzi w takich grupach łączyło naprawdę bardzo dużo – mieli wspólne problemy, podobny styl życia, podobny stopień zamożności, żyli w podobnych warunkach, mieszkali właściwie w tym samym miejscu można powiedzieć, mieli jakąś historię związaną z tym miejscem, przodków, jakieś korzenie. Byli po prostu do siebie dosyć podobni a doświadczenie ich życia, było osadzone na gruncie namacalnej rzeczywistości. To wszystko było prawdziwe, na wyciągnięcie ręki. Mało tu było abstrakcji. Proponuję to zapamiętać w kontekście tego, co będę mówiła potem. Jak na razie to wszystko brzmi nieźle, ale oczywiście tak różowo to nie było. Bo, żeby to mogło tak spójnie działać i być takie uporządkowane, potrzebna była silna kontrola społeczna nad człowiekiem, jako jednostką. Czyli jakoś trzeba było sprawić, żeby ten człowiek trzymał się określonych ram i zasad. Żeby żył według nich i podejmował decyzje zgodne z nimi. Robiło się to oczywiście różnymi metodami o tym nie będę mówić. Chyba wystarczy jak powiem, że wybór i wolność człowieka były mocno ograniczone. Najczęściej robił to, co jego przodek i żenił się albo wychodził za mąż za określoną osobę. Czyli z jednej strony te normy i ramy dawały jakieś poczucie bezpieczeństwa, jasność drogi życiowej, korzenie i paradoksalnie – wolność od własnej wolności. Czyli od decyzji, co z nią zrobić. Z drugiej strony, człowiek był zniewolony przez koleiny, które już w chwili jego urodzenia na niego czekały. Krótko mówiąc – dostawał wsparcie i stabilność za cenę wolności.
Dzisiaj mamy zupełnie inną sytuację. Odeszliśmy od swoich korzeni, teoretycznie mamy więcej wolności i wyboru, ale mam nieodparte wrażenie, że jesteśmy zagubieni jak nigdy wcześniej. Że pustka i samotność, to dla wielu osób jest codzienność. Nie ma za bardzo tradycji, ani jakiegoś szczególnego przywiązania do przodków. To wszystko się rozeszło. Wydawało się, że kiedy zrzucimy z siebie te wszystkie ograniczenia przeszłości – krótko mówiąc, wykopiemy korzenie – w imię mitu wolności, szczęścia, postępu, sukcesu, niezależności i indywidualności, to będziemy wreszcie wolni. Ale naprawdę nie wiem czy to, co mamy dzisiaj w ogóle nazwałabym wolnością. Oczywiście to dobrze, że możemy decydować z kim się zwiążemy, gdzie będziemy pracować i mieszkać, ale to wcale jeszcze nie znaczy, że jesteśmy wolni a kontrola zniknęła. Myślę, że pod tym względem jest nawet gorzej niż kiedyś. Bo dzisiaj nie można nawet zapłacić kartą w sklepie za skarpetki, bez wiedzy jakiegoś urzędnika. Poza tym, jesteśmy ciągle profilowani, bombardowani reklamami, filmowani na ulicy, sprawdzani, inwigilowani a nasze dane lądują w dziwnych miejscach. Między innymi dlatego potem odbieramy dziwne telefony z dziwnymi propozycjami od dziwnych nieznanych firm i ludzi. Oczywiście można powiedzieć, że zawsze jest coś za coś. Mamy wiele osiągnięć, świetne technologie, one naprawdę nam pomagają w różnych dziedzinach. Też sami chcemy z nich korzystać i w związku z tym jakoś trzeba za ich użyteczność zapłacić, niestety cena jest naprawdę wysoka, chociaż na co dzień tego nie odczuwamy w żaden sposób. To są niby takie drobne rzeczy – tu reklama, tam reklama; dowód osobisty z odciskiem palca albo dostęp państwa do naszych kont. Pewnie dla bezpieczeństwa jak zwykle, ale ja osobiście dziękuję za takie bezpieczeństwo. Czuję się dużo bezpieczniej kiedy tego nie ma.
Poza tym wszystkim, ta nasza niby odzyskana wolność i świat obfitości, wymusza na nas podejmowanie takiej ilości decyzji, że zgubić się w tym wszystkim można. Musimy decydować dosłownie o każdym drobiazgu – o tym, co założymy do pracy; gdzie w ogóle będziemy pracować; z kim będziemy w relacji; co zrobimy na obiad; gdzie pojedziemy na wakacje; gdzie zainwestujemy pieniądze; trzeba zdecydować o tym czy weźmiemy kredyt czy nie a jeżeli tak to kiedy i na ile; jaki film obejrzymy; co będziemy robić po pracy; co z weekendem i na jaki kolor pomalować ściany. I to wszystko, może się dziać dosłownie jednego dnia. Dlatego doświadczamy czegoś, co Barry Schwartz nazywa ‘paradoksem wyboru’. Wydaje się, że im większy wybór mamy, tym niby lepiej. I do pewnego stopnia oczywiście tak jest, ale czasem mniej naprawdę znaczy więcej. Bo w praktyce w takich warunkach, nasz każdy wybór jest obciążony rezygnacją z wielu innych możliwości, co pomniejsza satysfakcję z wyborów, których finalnie dokonujemy. Sytuacji nie poprawia też fakt, że wszystkie te decyzje trzeba podejmować w bardzo złożonym świecie, w którym nie do końca wiadomo czym się kierować. Panuje ogólny chaos. A my w tym wszystkim mamy być dla siebie – sterem, żeglarzem i okrętem. Mamy być punktem odniesienia tyle, że mało jest punktów orientacyjnych.
Jak sobie popatrzymy na to, co powiedziałam do tej pory z lotu ptaka, a nie z naszej codziennej żabiej perspektywy, to okaże się, że ani kiedyś ani dzisiaj, człowiek nie był i nie jest naprawdę wolny. Uciekliśmy od tradycyjnego modelu, bo brakowało nam tej wolności, indywidualności, niezależności też szansy na lepsze życie. I w pewnym sensie udało się to uzyskać a w innym nie. Uciekliśmy od lwa, ale trafiliśmy na jadowitego węża. Tak to widzę. W dodatku mam dziwne wrażenie, że te dwie rzeczy – kontrola społeczna czy w ogóle kontrola i dzisiejsze technologie, coraz bardziej łączą się w jakąś trzecią opcję – w hybrydę, która będzie trzymać jeszcze mocniej. Ale mówiąc to wszystko wcale nie chcę siać jakiegoś pesymizmu ani rozsądzać, który model jest lepszy a który gorszy. W ogóle nie o to mi chodzi. Po prostu, dzisiaj jest inaczej niż było kiedyś, a kiedyś pewnie będzie inaczej niż dzisiaj. Te wszystkie scenariusze mają swoje konsekwencje – mają swoje plusy i minusy. Mam nadzieję, że na tym kanale jesteśmy już na takim poziomie, że damy radę nie wchodzić w jałowe dyskusje o tym, co jest lepsze a co gorsze. Dajmy temu na moment spokój. Naprawdę chciałabym, żebyśmy rozmawiali, myśleli i patrzyli na te rzeczy szerzej, bardziej świadomie. Chodzi o spojrzenie ponad te opcje i zrozumienie, jakie miejsce w tym wszystkim, co właśnie opisałam ma propaganda i jej modus operandi. No właśnie, jak to wszystko ma się do propagandy?
Jak Działa Propaganda?
Wstępnym warunkiem skutecznej propagandy, jest oddzielenie człowieka od jego systemu wsparcia, od naturalnej grupy, od korzeni, bo to osłabia jego mechanizmy obronne i powoduje, że dużo łatwiej na niego wpływać. Celem jest to, żeby człowiek został sam, żeby był samotny i trochę zawieszony w próżni. A żeby tak było i żeby propaganda mogła istnieć w świecie naprawdę na dużą skalę i łączyć albo dzielić ludzi na swoich warunkach, najpierw musiała rozedrzeć tkankę lokalnych społeczności, które były tym naturalnym systemem wsparcia dla człowieka. Oczywiście to rozdzieranie nie było wcale łatwe, bo te społeczności świetnie opierały się zewnętrznym wpływom, to się nie rozpadało tak łatwo. Jak w takim razie to się udało? Propaganda obiecała coś, czego człowiekowi brakowało. W tym przypadku uderzyła w sfrustrowane potrzeby – czyli podsyciła pragnienie wolności, postępu i niezależności i wskazała drogę do tego. W pewnym sensie złożyła obietnicę, bazując dokładnie na tym, na co nie było za dużo przestrzeni w ramach tradycyjnych społeczności. Zadziałało to świetnie i też nie mogło być inaczej. Bo propaganda zawsze wykorzystuje to, co już w nas jest. Działa w oparciu o nasze potrzeby, przekonania i pierwotne impulsy. I to mogą być najróżniejsze potrzeby, przekonania i impulsy – na przykład potrzeba chleba, pracy, bezpieczeństwa, uznania i szacunku, bliskości czy samorealizacji. Może wykorzystywać nawet naszą osobowość, przekonania na temat wolności, postępu czy demokracji. Może wykorzystywać też skłonność do przemocy, nienawiści albo lęku. Tak czy inaczej, kiedy ludzie zaczęli się odłączać od lokalnych grup w pogoni za tą obietnicą wolności, kiedy odwrócili się od środowiska, które im tę wolność wcześniej ograniczało, ale też było ich wsparciem – rozstali się z własnej woli ze swoimi korzeniami. A kiedy to się stało, nie było już odwrotu. Furtka dla propagandy otwierała się coraz szerzej. A to jest dopiero początek sytuacji w której człowiek, tak jak dzisiaj, coraz bardziej należy do masy, do systemu i do państwa niż do swojej rodziny i środowiska. Bo kiedy człowiek zostaje sam, dopiero wtedy tak naprawdę, propaganda może go długofalowo i skutecznie karmić fast foodem, który nie odżywia ani jego ciała ani jego ducha, daje za to uczucie wypchanego brzucha. Może go popychać w różnych kierunkach, bo brakuje mu gruntu pod nogami. To pierwsze oddzielenie jest precedensem, który z czasem zamienia się w późniejszą normę, na której z kolei buduje się cały abstrakcyjny świat – świat realnych potrzeb zaspokajanych w fikcyjny sposób; fikcyjnych potrzeb zaspokajanych w prawdziwy sposób; świat samotności i frustracji, którą trzeba jakoś wyładować; świat dysonansu poznawczego w którym człowiek na przemian czuje się umniejszony i przekonywany o swojej wielkości i znaczeniu. Później ten abstrakcyjny świat w formie określonych wartości i stylu życia, jest rozpylany przez kulturę, media masowe i nas samych. Czasami nawet przy pomocy przemocy. W ten sposób z czasem, propaganda osiąga swój szczyt skuteczności. A poznajemy go po poziomie ujednolicenia, dostosowania i zintegrowania ludzi w jakimś wzorcu życia i działania. W naszym przypadku to jest prosta ścieżka – rodzisz się, idziesz do szkoły, może na studia, do pracy, kupujesz dom, zakładasz rodzinę, przechodzisz na emeryturę i umierasz. A to wiąże się z wzorcem pracownika, konsumenta, dobrego obywatela, uczestnika kultury masowej i wreszcie człowieka sukcesu. Ciekawe jest to, że są miliony sposobów na życie a większość wybiera właśnie ten. Przypadek? Nie sądzę. Ale, abstrahując – co tak naprawdę dzieje się z człowiekiem, kiedy zostaną wyrwane korzenie i kiedy zostaje sam? Jego naturalne środowisko zostaje zastąpione sztucznym tworem, bez podstaw w namacalnej rzeczywistości – społeczeństwem masowym. Człowiek oderwany od swoich korzeni staje z nim twarzą w twarz – sam naprzeciwko masy. A społeczeństwo masowe w przeciwieństwie do lokalnych społeczności nie ma żadnej struktury, nie powstaje naturalnie, nie ma jasnych reguł, norm ani tradycji. Nie ma tu żadnych korzeni. Człowiek w takim społeczeństwie nie ma też ma opcji kontaktu ze wszystkimi członkami masy, nie ma w niej swojej jasno określonej roli a informacje o tym, co się dzieje, jak wygląda świat – zamiast z otoczenia, czerpie z mediów masowych. Z ludźmi, którzy mieszkają obok niego, zwykle za wiele go nie łączy. Po prostu mija się z nimi na klatce schodowej. To jest jedna wielka abstrakcja. Brak kontaktu. Ja nie wiem czy Ty to widzisz, ale odnalezienie się w takim świecie, dla jednostki przypomina trochę próbę odnalezienia się w kosmosie. Ziemia niby gdzieś tam jest, widać ją nawet, ale człowiek jest na innej planecie bez możliwości dotknięcia stopą gruntu, pije wodę, która nie gasi pragnienia, bardzo trudno mu odróżnić przyjaciela od wroga i prawdę od fałszu. Jak w takim razie człowiek ze swoimi potrzebami, z tym jaka jest jego natura ma sobie poradzić w takiej sytuacji? Oczywiście musi się czegoś złapać, bo jest kompletnie sam. I tu dochodzimy do momentu w którym możemy stwierdzić, że propaganda najpierw wywołuje chorobę – poczucie osamotnienia, oderwania od rzeczywistości i od samego siebie a potem proponuje lekarstwo czyli alternatywną rzeczywistość, która kanalizuje ludzkie potrzeby, przekonania i impulsy, używając ich jako narzędzi wpływu. Właśnie na tym stoi propaganda. Człowiek w nadziei na zrealizowanie swoich sfrustrowanych potrzeb i rozładowanie stłumionych impulsów w świecie stworzonym przez propagandę, korzysta z tego, co w tym abstrakcyjnym, pozbawionym substancji i chaotycznym świecie jest mu podsuwane. Nie ma za bardzo wyjścia. Korzysta z prostych odpowiedzi, recept, rozwiązań i wzorców, które obiecują spełnienie, niestety zwykle go nie przynoszą. Myślę, że współczesnemu człowiekowi bliższa jest ulga niż poczucie spełnienia. Poświęca się w imię sukcesu, statusu, postępu i wolności, żeby odnaleźć się w tej abstrakcji, stworzyć sobie jakieś miejsce w świecie, ale to nie są te metody. To nie przynosi spełnienia, pustka coraz bardziej mu dokucza a to gdzie jest kierowany niekoniecznie jest w jego interesie. Raczej brnie niż się zastanawia nad tym dokąd zmierza. Za to propaganda ma się świetnie. Dba o to, żeby ten człowiek brnął. Jest mistrzynią budowania napięcia w człowieku i pustej satysfakcji z jego rozładowania, jest mistrzynią czarno-białego świata, gdzie ten kto nie myśli tak samo jak aktualnie należy myśleć jest wrogiem a prawda jest relatywna, gdzie trzeba walczyć o swoje albo umrzeć próbując. To na ogólnym poziomie, a co zobaczymy jak popatrzymy przez mikroskop?
Potrzeby i impulsy
Weźmy sobie na przykład ludzką potrzebę bliskości. Ludzie są dzisiaj często samotni w tłumie. Czemu tak jest? Bo nie za bardzo wiadomo komu można w tym świecie ufać, poza tym też nie ma za bardzo czasu na głębsze relacje. Świat przedstawiany w mediach roi się od zagrożeń, oszustów i morderców a pogoń za sukcesem nigdy nie ma końca. Panuje ogólne poczucie jakiegoś zagrożenia, pośpiechu, walki, rywalizacji i anonimowości. Szczególnie to widać w dużych miastach. Ludzie mijają się na ulicy i nawet na siebie nie patrzą. Są zajęci pogonią za tym, co współczesny, przesiąknięty propagandą świat, nazywa sukcesem albo wolnością. Niestety żadne pieniądze i sukcesy nie zrealizują głębokiej potrzeby bliskości. Pewnych rzeczy nie da się kupić. To jest prawdziwa ludzka potrzeba, która w świecie propagandy realizowana jest często przez substytuty – znajomych na Facebooku, pusty podziw i lajki, czasem telefon do kogoś albo włączony bez przerwy telewizor z ulubionym serialem w domu samotnej osoby. To nie ma szans na dłuższą metę zadziałać.
Poza tym, gdyby nasze społeczeństwo miało drugie imię, to to imię brzmiałoby – niepokój. Ludzie boją się i to nawet nie do końca wiadomo czego. Liczba niebezpieczeństw, ich skala i częstotliwość dodatkowo są powiększane przez media a czasami nawet sztucznie tworzone, żeby można było je wykorzystać do większej kontroli, do wprowadzania nowych nakazów, zakazów a przez to do multiplikowania lęku, poczucia samotności i izolacji. Co z kolei prowadzi do jeszcze większego zniewolenia. Naprawdę trudno mówić o poczuciu bezpieczeństwa, kiedy informacje o świecie ograniczają się do tragedii, potencjalnych zagrożeń, inflacji, wojny, nowych podatków, wypadków i morderstw zebranych z całego świata. Dzisiaj można się bać dosłownie wszystkiego – utraty pracy, terrorystów, wojny, choroby i to wszystko w sumie wygląda na tak samo prawdopodobne jak to, że człowiek potknie się dzisiaj na ulicy. Jak sobie ten sączący się niepokój połączymy z tym, że człowiek jest samotny w świecie, brakuje mu wsparcia, brakuje mu nawet duchowości, która historycznie, zawsze pozwalała mu stawać twarzą w twarz z lękiem, to nic dziwnego, że się boi i reaguje nerwowo. Wystarczy go czymś postraszyć a już idzie na wojnę z czymś albo kimś, kto rzekomo mu zagraża i gotów jest strzelać z armaty do muchy.
Jakby tego wszystkiego było mało – świat, w którym współczesny człowiek żyje, wygląda na kompletnie irracjonalny, poszarpany, nieskończenie skomplikowany i chaotyczny. A przecież człowiek ma potrzebę rozumienia świata, rozumienia swojego otoczenia i potrzebuje jakiegoś uporządkowania. Ten cały chaos to oczywiście w dużym stopniu zasługa mediów, ale nie tylko. Dużą rolę gra tu też przeciążenie – informacjami, pracą i codziennością. Bo przecież trzeba być poinformowanym, trzeba być na czasie, trzeba załatwić tyle spraw i trzeba odnieść sukces, przynajmniej tak mówi mit w imię, którego ludzie poświęcają siebie. Człowiek gubi się kompletnie, bo w tej neurotycznej pogoni nie ma czasu, żeby zatrzymać się nawet na chwilę i zastanowić się nad tym, co tu się wyprawia. Co on właściwie robi ze swoim życiem? Czy to, co robi mu coś daje? Czy to się sprawdza? Generalnie jest zagubiony. Łapie jakieś strzępy informacji o świecie z radia albo z telewizji a to się nie składa w żadną logiczną całość. Nie ma też czasu poskładać tego w całość. Świat niby stał się ‘globalną wioską’, ale na pewno nie działa jak lokalna społeczność w tradycyjnym sensie. W mediach, co chwilę króluje inny temat, świat wygląda jak w kalejdoskopie, nikt niczego nie tłumaczy. Brakuje kontekstu, tła. Jak mówiłam, nie ma czasu, nie ma energii na zrozumienie, nie ma energii na dociekanie, już nie mówiąc o tym, żeby dociekać prawdy, jakoś to wszystko uporządkować. Dlatego właśnie bardzo dobrze sprzedają się proste rozwiązania, które podsuwa propaganda. Dlatego ludzie łykają najprostsze, najbardziej prymitywne wyjaśnienia, bardzo skomplikowanych zjawisk. To niby ułatwia im odnalezienie się w tym chaosie na chwilę, ale nijak ma się do prawdy. Znowu fast food.
Człowiek ma też potrzebę bycia znaczącym, potrzebuje afirmacji swojej wartości. Ale niestety w społeczeństwie masowym nie za bardzo jest na to przestrzeń. Bo raczej ma tu status cyfry, elementu, wyniku sondażowego, niż kogoś kto ma jakikolwiek autorytet i cokolwiek do powiedzenia. W dodatku nieustannie doświadcza dysonansu poznawczego. Mówi mu się, że jest istotny, ale na każdym kroku, pokazuje mu się, że wcale tak nie jest. Żyje w ciasnocie, płaci wysokie podatki, ciężko pracuje na podstawowe rzeczy, usługi publiczne są raczej na niskim poziomie, otacza go hałas, w mieście jest zależny od transportu publicznego często i dostaw żywności. Nikt go nie słucha, nikogo nie interesuje, co ma do powiedzenia. Jest w jakimś hipnotycznym rymie – idzie do pracy. Wraca do domu – koniec. Jakiego polityka, poza momentem wyborów interesuje, co myśli obywatel na jakiś temat? Albo czy człowiek może, na przykład zdecydować, jak zostaną wydane pieniądze z jego podatków? A przecież wszyscy mamy pęd do siły i dominacji, wszyscy chcemy mieć wpływ i wyrażać swój autorytet, mieć coś do powiedzenia. A to wszystko znowu jest iluzja, bo albo mówi nam się, że pójście na wybory raz na kilka lat daje nam to poczucie wpływu. Ale to jest zdecydowanie za mało. Filmy akcji i filmy o bohaterach też nie wystarczają, żeby rozładować frustrację. Napięcie rośnie i domaga się rozładowania. Ala tu też człowiek jest zablokowany, bo żyjemy w świecie w którym pewnych rzeczy nie wolno robić ani mówić. Prawo zabrania wielu rzeczy i raczej rzadko widuje się kogoś kto swobodnie wyraża się na ulicy. Na przykład sobie podśpiewuje albo krzyczy. Coraz mniej jest opcji na ekspresję pierwotnych popędów. Jasne, że w pewnym sensie to lepiej, bo gdybyśmy to wszystko kompletnie puścili to mogłoby być różnie. Ale nie o to mi teraz chodzi. Chodzi mi po prostu o to, że trzeba podporządkować się rosnącej ilości zasad, co rodzi ogromne napięcie w człowieku. Ale propaganda tutaj też przychodzi z niby pomocą. Wystarczy, że tę całą frustrację skieruje na wroga wewnętrznego czy zewnętrznego, i już ludzie mogli w usprawiedliwiony sposób w świetle prawa, skanalizować swoją nienawiść względem jakiejś grupy. Pozwolić sobie na to, co dotychczas było zabronione w dodatku w obronie jakiejś niby szczytnej idei czy większej sprawy – typu wolność albo prawo do czegoś. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, że cały czas w tym wszystkim jest w klatce. Ale w takiej sytuacji łatwo mu, samemu przed sobą, usprawiedliwić swoją przemoc i połączyć się z innymi. Wreszcie może swobodnie rozładować napięcie, zwalczać wroga, który rzekomo zagraża tej słusznej sprawie a przy tym dodatkowo może zachować obraz samego siebie jako dobrego, szlachetnego człowieka. Przez to wszystko może spełnić swoją kolejną potrzebę – bycia częścią czegoś większego niż on sam no i oczywiście może wreszcie poczuć się silny. A to jest balsam na jego poczucie niższości. To jest ogromny zastrzyk dla samooceny tego zredukowanego człowieka. Czyli znowu, propaganda najpierw redukuje a potem daje poczucie siły. To wszystko oczywiście jest sztuczne, ale emocje z tym związane przynajmniej na moment, wyrywają człowieka z jego codziennego marazmu życi, z tego hipnotycznego rytmu. Dają poczucie, że żyje, że coś w ogóle może. Niestety to jest tylko kolejna zasłona dymna, bo znowu jest narzędziem.
Jest świetny film, który moim zdaniem dobrze pokazuje przynajmniej część tego, co mówiłam do tej pory o sztuczności, o potrzebach, zagubieniu, nadziei i samotności – ma tytuł „Ona’. Jeżeli ktoś ma ochotę, bardzo polecam.
To jest naprawdę bardzo ważny temat. Bo po tym wszystkim, co robi się z człowiekiem, człowiek naprawdę już nie jest sobą, mówiłam o tym w pierwszym filmie. Gubi siebie. Elementy jego osobowości są poprzestawiane a jego ludzka natura, istota i godność, sprowadzone zostają do wartości utylitarnych. Chociaż w telewizji oczywiście słyszy coś innego. Oczywiście to działa tylko dlatego, że sam człowiek w tym uczestniczy, jest spętany, ale z drugiej strony też chętny do tego, bo to bardzo upraszcza sprawy. Ale najgorsze w tym jest to, że kiedy gubi siebie i przyzwyczaja się do tego przewodnictwa, do tego, że ktoś mu mówi, co jest dobre a co złe i co trzeba robić, jego narzędzia do orientowania się w świecie – jego intelekt, intuicja i prawdziwe metody na realizowanie jego głębokich potrzeby, stają się mu kompletnie obce, stają się drugorzędne. Dlatego, kiedy zabraknie mu tego przewodnictwa, to często zupełnie nie wie, co ma ze sobą robić. Jest jak balon z którego ktoś spuścił powietrze. Na tym etapie, potrzebuje propagandy. I to nie jest wcale tak, że ktoś zły kontroluje niewinną osobę, ta osoba też w tym uczestniczy. Robi to z własnej woli, ale nie rozumie konsekwencji. Nie do końca może nawet rozumie, co tu się dzieje. Co z tym wszystkim możemy zrobić w takim razie?
Jak Zachować Siebie?
Na początek, możemy spróbować zamienić abstrakcję na kontakt z rzeczywistością i ze sobą. Chociażby, więcej przebywać bez dodatkowych bodźców sam na sam ze sobą, na przykład na łonie natury. Iść w góry na cały dzień, złapać dystans i zobaczyć, co jest naprawdę ważnie, co jest realną potrzebą i w czym na co dzień siedzimy. Możemy uczyć się to rozróżniać i zastanawiać się nad tym jak realizować te potrzeby w prawdziwy sposób, też te wyższe oczywiście. Poza tym, warto pamiętać, że propaganda bazuje na najniższych instynktach – na nienawiści, lenistwie, komforcie i uproszczeniach. To są dźwignie propagandy. Nie żadna miłość czy sprawiedliwość. Propaganda nie chce wywyższyć człowieka, ona chce żeby służył, to wszystko. Dlatego chcę nam wszystkim i Tobie, zadać naprawdę ważne pytanie – co jest w Tobie najlepsze i jak możesz to najlepiej wykorzystać? I tutaj z pomocą przychodzi rozwój, ale nie taki sztuczny, tylko prawdziwy rozwój, właśnie w tę stronę a nie tylko w stronę tych błyskotek, które są częścią świata propagandy. Trzeba podnosić poziom świadomości i nie dać się złapać na czarno-białą rzeczywistość w której prawda nie istnieje. Na rzeczywistość, w której sąsiad jest wrogiem, tylko dlatego, że ma inne poglądy a szczytem marzeń jest auto i milion na koncie. Naprawdę to nie zrealizuje Twoich głębokich potrzeb. Dobrze też, zablokować jak najwięcej drzwi propagandzie. Korzystać z mediów masowych i społecznościowych w bardzo ograniczonym stopniu. Dobrze też włożyć trochę wysiłku w poznanie mechanizmów jakie rządzą życiem społecznym, politycznym i ekonomicznym. Żeby nie dawać się nabierać na przykład na przedwyborcze gadanie o wolności i demokracji. Poza tym, trzeba sobie stwarzać przestrzeń na refleksję nad tymi sprawami, też nad swoim życiem. Propaganda próbuje Ci to zabrać, bo ciągle wchodzi w Twoje życie – jak nie drzwiami to oknem. Jest jak ruchome piaski, otacza i wciąga, ale niepostrzeżenie. Dlatego przyda się dystans, wtedy naprawdę lepiej widać, co się dzieje. Spróbuj przez pół roku nie słuchać i nie oglądać żadnych informacji, potem ich posłuchaj a zobaczysz wszystko jak na dłoni – półprawdy, przekonania, emocje jakie ktoś próbuje w Tobie wyzwolić, żeby Cię do czegoś popchnąć. Mam nadzieję, że ten film rozjaśnia chociaż trochę zjawisko propagandy i jej podstępną naturę, ale to dopiero początek. Zachęcam bardzo mocno, żeby poczytać o tym więcej a przez to żyć lepiej, prawdziwiej i spokojniej nie tylko jako Ty i ja, ale też jako my. Pod transkrypcją tego nagrania na stronie Selfmastery.pl wrzucę listę materiałów, które mogą się do tego przydać. To są też materiały, których w dużej części używałam do przygotowania tego filmu.
Na dzisiaj to tyle. Jeżeli uważasz ten film za ważny i przydatny dla siebie, podziel się nim z przyjacielem, polub go, zostaw mi swój komentarz. Poza tym, jak zwykle, zapraszam na coaching 1 na 1 ze mną. Więcej informacji znajdziesz na Selfmastery.pl. Dziękuję bardzo i do zobaczenia.
Polecane materiały:
„The art of psychological warfare” – Charles Roetter
„Walden, czyli życie w lesie” – Henry David Thoreau
„Mindfuck. Cambridge Analitica, czyli jak popsuć demokrację” – Christopher Wylie
„Propaganda” – Edward Bernays
‘Propaganda: the formation of men’s attitudes’ – Jacques Ellul
„Wyjątki z dzieł przewodniczącego Tse-Tunga” – Czerwona książeczka – Mao Zedong
„Ucieczka od wolności” – Erich Fromm
„Wolność” – Jonathan Franzen
„Krystalizacja opinii publicznej” – Edward Bernays
„Propaganda” – Slavko Martinov (kontrowersyjny film propagandowy o propagandzie – dla osób o mocnych nerwach + wystąpienie autora na konferencji TEDx – https://www.youtube.com/watch?v=hUygyiVgg70&ab_channel=TEDxTalks)
12 Comments
Dziekuje :), film bardzo dobry. Bardzo wazny temat.
Dziękuję 👍trudny temat
Dziękuję. Ważny temat.
Pani Magdo między nami i tymi którzy potrafią zrozumieć głębszy sens tego o czym Pani mówi.Oni nie są głupi…Ale ja całym sercem jestem z Panią
Świetny temat. Dziękuję 😊
Dziękuję bardzo za podzielenie się książkami na ten temat!!!! Bardzo dziękuję ❤️❤️❤️ Pani wiedza jest niesamowita ❤️
I znowu się z Tobą zgadzam … globalna wioska to nie wioska a chaos.. Samotność. Zagubienie.
Brak radości. Napięcie. Szafowanie wielkimi słowami by kanalizować nienawiść… kłania sie Sokrates
z jego pytaniami co to jest ? Przyjaźń, Patriotyzm, Dobroć… Myślenie krytyczne.
dziękuję. Temat akuratny na te czasy, na ten rok i na ten kraj.. Świadomość pomaga w zmianie.
Super ważne i bardzo ważkie! Absolutnie się zgadzam, że coraz bardziej pozwalamy, by rządziła nami rzeczywistość, która nas pochłania i steruje w różne strony, ale jeszcze można świadomie i godnie żyć 🙂 wciąż jest możliwe i warto o to się starać 🙂
Bardzo mnie poruszył ten film. Miotam się ze szponami zniewalania. Często mam problem z odsianiem propagandy od czystej informacji czy wiedzy. Odczuwam ból gdy z racji moich przekonań czy poglądów jestem kasowana i nie znajduję sposobu żeby mnie szanowali inni taką jaką jestem.
Więc popatrzmy pod mikroskop i zobaczmy, jak naprawdę działa telewizja i reklama?
Jak naprawdę działają socjal media i komu służą?
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam. 🙂
Dziękuję! Wspaniała synteza trudnego tematu. P. Magdo, przedstawia Pani głęboką analizę złożonego problemu w sposób niezwykle merytoryczny i klarowny. To wspaniałe, że zachęca Pani do dystansu i szerszej perspektywy oraz poszerzania wiedzy. Myślę, że wskazanie kierunku jest bardzo ważne w rzeczywistości jaka nas otacza.