Zazdrość w Relacjach
Dzisiaj obiecany temat – zazdrości w relacjach.
Dobra / zła zazdrość
Zdania i teorie na temat zazdrości są bardzo różne. Jedni mówią, że zazdrość jest potrzebna, że dodaje smaku relacjom i pomaga dbać o relacje. Inni mówią, że zazdrość niszczy, jest zła i na pewno do szczęścia ani do miłości niepotrzebna. A jak jest rzeczywiście? Myślę, że obie strony mają rację i obie się mylą. Wszystko zależy od tego z jakiej perspektywy popatrzymy na zazdrość, na miłość i na relacje. W takim typowym, psychologicznym podejściu do zazdrości, w ogóle bezsensowne jest myślenie o niej w czarno-białych kategoriach. Bo jak każda emocja, zazdrość jest informacją i w tym sensie nie jest ani dobra ani zła. To jaka będzie, zależy od kontekstu, od rodzaju zazdrości, powodu z jakiego się pojawia i naszej reakcji na nią. A wiadomo, że powody do zazdrości i reakcje mogą być różne – zazdrość może być bardziej albo mniej racjonalna, powody mogą być prawdziwe albo wymyślone a reakcje wyważone, konstruktywne albo przesadzone i niszczące. To wszystko razem, a nie tylko sama zazdrość, będzie miało duży wpływ na relację tu i teraz i na jej przyszłość. Dzisiaj chcę opowiedzieć o zazdrości w dwóch wymiarach – w takim typowym, znanym psychologicznym wymiarze, i też w dużo głębszym i szerszym kontekście tego, czym w ogóle są dla nas relacje i jak się ma do tego zazdrość. Czym jest zazdrość w sensie psychologicznym i skąd się bierze?
Czym jest zazdrość
Zazdrość jest skomplikowaną i złożoną emocją. A złożoną dlatego, że składają się na nią między innymi – lęk, niepokój, smutek, gniew, może tu też wchodzić w grę upokorzenie. To wszystko razem, ten cały koktajl, raczej miłą mieszanką nie jest. Te różne elementy mogą nadawać zazdrości różne odcienie i powodują, że zazdrość to nie jest zbyt komfortowe uczucie – delikatnie mówiąc. Ale czy nam się to podoba czy nie, zazdrość dotyka wszystkich i nie ma tu znaczenia wiek, płeć, orientacja seksualna ani rodzaj relacji w jakiej się pojawia. To może być relacja intymna, przyjacielska albo relacja rodzice – dzieci. Z psychologicznego punktu widzenia, zazdrość jest czymś naturalnym i normalnym. Najprościej mówiąc – zazdrość pojawia się wtedy kiedy mamy poczucie, że tracimy coś albo kogoś na rzecz kogoś innego. Czyli zazdrość pojawia się kiedy widzimy zagrożenie dla relacji, która jest dla nas ważna. I to poczucie, że coś tracimy wcale nie musi być prawdziwe ani uzasadnione logicznie żebyśmy czuli zazdrość, może też być wyobrażone. Jeżeli reagujemy na nią odpowiednio, może nam służyć do tego żeby wzmacniać relacja i lepiej o nie dbać. Ale jeżeli reagujemy nieodpowiednio, może wymknąć się spod kontroli i być naprawdę niszcząca. Teoretycznie, najbardziej sensowne i korzystne podejście do zazdrości, polega na potraktowaniu jej jak sygnału alarmowego. Ona może nam pomóc zauważyć, że coś jest w naszej relacji nie tak i w porę się o to zatroszczyć. Przy takiej reakcji i takim podejściu do zazdrości, zazdrość może być cenna i rzeczywiście może motywować do dobrych działań. I gdyby tak było zawsze to by pięknie było, ale nie zawsze tak jest. Powiedziałabym nawet, że rzadko tak jest, przynajmniej tak z moich obserwacji wynika, ale zawsze mogę mieć wypaczony obraz rzeczywistości, nie wykluczam tego wcale. Chociaż mam powód żeby myśleć tak jak myślę a myślę, że zazdrość chyba jednak częściej jest niszcząca niż budująca, bo przy tym zestawie emocji jakie się pojawiają w zazdrosnej osobie, dość ciężko zareagować dojrzale czyli tak jak to przed chwilą opisałam. Mam takie przekonanie, że ludzie w sytuacji zagrożenia czasem nie potrafią złapać dystansu i zrobić tego co mogłoby pomóc, częściej po prostu reagują. Czyli w sytuacji zazdrości, co jest w pewnym sensie sytuacją zagrożenia to by znaczyło, że zamiast pójść i porozmawiać z partnerem, przyznać się do tego, że jesteśmy zazdrośni, raczej się wycofamy, zrobimy awanturę i spróbujemy coś wymusić w ten sposób na partnerze. Mam wrażenie, że chociaż zazdrość ma potencjał wspierania relacji, to chyba jednak częściej wszystko psuje. Szczególnie taka zazdrość kompletnie nieracjonalna, która się opiera na wymysłach, wyobrażeniach, podejrzeniach i przypuszczeniach, które w rzeczywistości nie mają żadnego potwierdzenia. To są takie sytuacje, kiedy partner poszedł na piwo z kolegami, spóźnił się pół godziny a partnerka już czeka na niego z wypiekami na twarzy, bo już sobie nawyobrażała, co on tam robił i z kim. To nie znaczy, że nie robił, ale też nie znaczy, że robił. Nie wiadomo. I tu jest problem, bo wymyślić sobie można wszystko, wyobraźnia jest nieograniczona, ale nie ma sposobu na to żeby udowodnić partnerowi, który sobie wymyśla różne niestworzone scenariusze, swoją niewinność. No bo jak? Nie da rady. Z taką zazdrością trudno sobie poradzić, bo ciężko przekonać kogoś kto sobie coś ubzdurał, że jakieś absurdalne rzeczy wymyślił. Taka zazdrość jest niszcząca – prowadzi często do awantur, agresji, konfliktów. Czyli krótko mówiąc – możemy odczuwać zazdrość powiedziałabym bardziej racjonalną i zazdrość patologiczną, nieracjonalną. Kiedy ta zazdrość ma jakieś podstawy, może służyć jako sygnał alarmowy, który powoduje, że zaczynamy bardziej się starać i dbać o partnera i to w porządku o ile jesteśmy dojrzali na tyle żeby to zrobić. Dodatkowo rozmowa zbliża i buduje zaufanie, paradoksalnie właśnie to wzmacnia relację. Ale kiedy reagujemy agresywnie, odsunięciem się albo tworzymy scenariusze, które nic nie mają wspólnego z rzeczywistością to sobie i swojej relacji tylko szkodzimy. Zamiast rozmawiać odcinamy się a to powoduje, że jesteśmy jeszcze dalej od partnera a to będzie potęgowało naszą zazdrość i jeszcze bardziej osłabiało relację. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że zazdrość chociaż w teorii ma pomagać, częściej nas od siebie oddala, bo nie umiemy sobie z nią radzić. Sami sobie strzelamy w kolano. Kiedy stosujesz strategię awantur, obrażania się, kłótni, przymusów, zakazów i nakazów to nic dobrego z tego nie będzie. I to wszystko jest proste w teorii, ale problem polega na tym, że możemy czasem mieć kłopot z odróżnieniem racjonalnej zazdrości – kiedy rzeczywiście pojawia się zagrożenie dla relacji – od patologicznej i niezdrowej zazdrości, która pojawia się nawet wtedy kiedy zagrożenia nie ma. Nikt nie chce robić awantur bez powodu, ale też nikt nie chce być robiony w balona, czasami ciężko wyczuć co jest czym. Stąd to całe zamieszanie. Dlatego takie ważne jest to żebyśmy nie tylko szukali metod na to jak radzić sobie z zazdrością, ale tak naprawdę rzeczywiście ją zrozumieli i dotarli do korzeni a korzenie wcale najczęściej nie są tam gdzie wydaje nam się, że są – czyli w zachowaniu naszego partnera.
I znów z psychologicznego punktu widzenia – zazdrość jest symptomem naszych dwóch, chyba największych, pierwotnych lęków. Lęku przed tym, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy i lęku przed byciem zostawionym, opuszczonym i pominiętym. Nikt nie chce się przekonać o tym, że jest gorszy niż ktoś inny i że jego partner w związku z tym wybiera tę drugą osobę i nikt nie chce być zostawiony. To są bardzo silne mechanizmy, które składają się na lęk przed utratą partnera, ale one dotyczą głównie nas samych, wcale nie samego partnera. I wyraźnie tutaj widać, że w zazdrości nie chodzi tylko o samą sytuację, ale też o to, że zazdrość jest powiązana z brakiem poczucia bezpieczeństwa i z kiepską samooceną. Bo, co to znaczy dla osoby z niską samooceną, że jej czy jego partner interesuje się kimś innym? Po pierwsze to znaczy, że mój rywal ma większą wartość ode mnie. Czyli ja nie mam czegoś, co ma mój rywal a to sprawia, że w jakiś sposób umniejsza to mnie i powoduje, że jestem mniej wartościowa. Pojawia się poczucie osamotnienia, odsunięcia, poczucie niesprawiedliwości, niepewność i lęk o relację, o własną samoocenę też. I tutaj uruchamia nam się zazdrość jako próba poradzenia sobie z tą całą sytuacją i z niebezpieczeństwem. Bardzo często ludzie najbardziej zazdrośni to ci którzy nie mają o sobie zbyt dobrego zdania. Czują się gorsi i w związku z tym zagrożeni. Nie czują się wystarczająco atrakcyjni sami w sobie i stosują zazdrość jako strategię zabezpieczającą przed odejściem czy utratą partnera, ale ta strategia często kończy się dokładnie tym czego by nie chcieli, bo nieracjonalna zazdrość, obsesja i silne reakcje odpychają partnera. Z zazdrością jest trochę tak jak z martwieniem się, to znaczy myślimy, że to nas przed czymś uchroni, ale częściej tak nie jest niż jest. To wszystko pokazuje, że w takiej sytuacji zazdrość tak naprawdę więcej ma wspólnego z samooceną i wątpliwościami dotyczącymi nas samych niż samego partnera. A jeżeli tak, to gdzie w tym wszystkim jest właściwie jakaś relacja, nie mówiąc już o miłości? To jest świetne pytanie. Bo tu chodzi o coś więcej. O to jak większość relacji w naszym świecie wygląda. Dlaczego w ogóle pojawia się w nich zazdrość i na ile to, co bierzemy za normalną relację ma rzeczywiście jakikolwiek sens?
Typowa relacja
Zaczęłabym od tego, że większość relacji jest oparta na jakiejś formie zależności. I pewnie sobie teraz myślisz – no jasne, że tak jest, przecież po to się wiążemy z innymi ludźmi żeby na sobie polegać, żeby coś dawać i żeby coś brać. Ale czy rzeczywiście to jest mądre i jaką zależność mam na myśli? Podzieliłabym zależność na dwa typy. Pierwszy typ to zależność zewnętrzna. I jasne, że w tym sensie od siebie zależymy. Dostarczamy sobie wzajemnie różne rzeczy. Ktoś szyje moje ubrania, ktoś piecze chleb który jem, ktoś naprawia mój samochód, motocykl, ktoś hoduje moje warzywa i owoce, ktoś je zbiera i przywozi do sklepu, ktoś zbudował mój dom, ktoś kupuje ode mnie moje usługi. To jest oczywista zależność – w tym sensie życie składa się z relacji. To w czym w takim razie jest problem? Problem pojawia się kiedy mamy do czynienia z zależnością psychologiczną, emocjonalną, czyli wewnętrzną. To jest taka zależność gdzie moje szczęście, moje samopoczucie, moje życie jest zależne od tego czy ktoś mnie pokocha czy nie, czy ktoś mi coś da czy nie. Jestem zależna od tych rzeczy. Już kiedyś w filmie o relacjach mówiłam o tym, że nie można mieć prawdziwej relacji z kimś od kogo czegoś się chce. Można mieć typową relację, ale nie prawdziwą relację i prawdziwą miłość. I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Bo tam gdzie jest lgnięcie, potrzebowanie i obsesja tam nie ma miłości ani nawet relacji. I wiem, że sporo osób się z tym nie zgodzi, ale szczerze mówiąc jest mi to obojętne, bo to jest zbyt ważny temat żeby było tutaj miejsce na jakieś kompromisy, zresztą chyba w ogóle nie mam ochoty na kompromisy z tym społeczeństwem ani z tym jakie wartości nam nasza kultura przekazuje. Myślę, że duża część relacji w tej kulturze opiera się właśnie na takiej wewnętrznej zależności. Czyli wchodzimy w relacje, bo czegoś od niej chcemy, potrzebujemy i to desperacko. Chcemy poczuć się mniej samotni, chcemy poczuć się bezpiecznie i pewnie. I samo w sobie to nie jest nic złego, że szukamy jakiegoś oparcia w niepewnym świecie, ale myślę, że w ogóle nie tędy droga. Nie jesteśmy wewnętrznie samowystarczalni a myślę, że powinniśmy być. Pytanie dlaczego teraz, kiedy jesteś sam czujesz się samotny, pozbawiony bezpieczeństwa i pewności i w jaki sposób relacja ma to zmienić? Na ile to jest realistyczne? Ciekawe pytanie. Jak to się dzieje, że tak bardzo lgniemy do siebie i jak to wygląda w praktyce?
Praktyka
Załóżmy, że spotykasz kogoś kto jest dla Ciebie atrakcyjny – fizycznie, intelektualnie, pod każdym względem. Spotykacie się coraz częściej, coraz więcej czasu spędzacie razem. Wydaje Ci się, że to jest odpowiednia osoba, bo ona sprawia, że czujesz się świetnie, czujesz się szczęśliwy. Ta osoba daje Ci to czego inne nie dawały. Daje Ci bezpieczeństwo, pewność, daje Ci towarzystwo, wstaw sobie tutaj cokolwiek chcesz. Na początku jeszcze masz do tego dystans, podchodzisz do sprawy spokojnie, ale im więcej czasu z nią spędzasz tym bardziej chcesz ją mieć dla siebie, dążysz do tego. Identyfikujesz się z nią i z Waszą relacją. Przywiązujesz się do tej osoby, dzięki której czujesz to wszystko czego wcześniej Ci brakowało i chcesz żeby ona przywiązała się do Ciebie, bo nie chcesz tego stracić. Chcesz ją mieć coraz bardziej, najlepiej na własność, chcesz wejść w jej posiadanie, ona ma być Twoja. Może nawet to mówisz – jesteś moja albo mój. I na ten moment oboje czujecie się z tym dobrze, nawet chcecie tej zależności, chcecie należeć do siebie, bo to jest takie wyjątkowe i takie intensywne. Co za tym idzie chcesz być na sto procent pewny, że nic się nie zmieni, że ta osoba od Ciebie nigdy nie odejdzie i nigdy Cię nie zostawi, nie zabierze tego, co daje. Ty jesteś od tego uzależniony emocjonalnie – dlatego tak mocno ją próbujesz trzymać przy sobie. Ta osoba jest Twoja, podobnie jak samochód, komputer i mieszkanie. Pewnie się do tego nie przyznasz, ale wiele osób tak właśnie to widzi. I jest tutaj, za tym wszystkim jakaś chęć i potrzeba dominacji. Poczucie własności a co za tym idzie głęboka obawa o to, że jeżeli ta osoba nie stanie się Twoja, nie zawłaszczysz jej, to wszystko się rozsypie i stracisz grunt pod nogami. Ale co to tak naprawdę znaczy, że ktoś jest Twój? Co w ten sposób masz? Następne ciekawe pytanie. Wracając do tematu. Powiedzmy, że Twoja strategia działa – zdobyłeś ją czy jego, bez względu na konfigurację. Orientacja seksualna nie ma znaczenia, rozmawiamy o zazdrości a zazdrość pojawia się we wszystkich relacjach. Czyli zdobyłeś tę osobę, ona jest ‘Twoja’ i tutaj pojawia się zazdrość. Bez względu na to czy to będzie zazdrość racjonalna czy kompletnie patologiczna to uczucie pojawia się kiedy masz poczucie, że coś wymyka Ci się z rąk a żeby mogło Ci się wymykać z rąk to musiałeś to coś mieć i trzymać. Boisz się straty dlatego możesz się starać jakoś przed nią zabezpieczyć. Co ciekawe – miłość nie jest możliwa, kiedy chce się mieć całkowitą pewność i bezpieczeństwo w związku z tym, że druga osoba nas nie zostawi, bo nie ma wtedy wolności. Ale Ty chcesz mieć całkowitą pewność, że partner jest Twój, że się nie wymknie. Dlatego zakładacie sobie obrączki i wmawiacie sobie, że chodzi o miłość albo bierzecie ogromny kredyt – funkcja jest podobna. Przez chwilę jest w porządku, ale sytuacja komplikuje się z czasem. Bo ona jest moja a on jest mój i mam go na własność a to powadzi do różnych dziwnych sytuacji. Jesteś wyczulony na każde, najmniejsze zagrożenie, żyjesz w strachu. Tym bardziej, że życie się toczy i Twoja partnerka czy partner może się trochę od Ciebie oddalić, zająć się pracą albo może ma hobby, które Cię denerwuje. Twoja partnerka na przykład lubi rajdy samochodowe. Ty sobie już wyobrażasz, że tam stado facetów czeka i robisz się nerwowy. Wściekasz się, wybuchają awantury z niczego. Chcesz żeby ona jakoś się zachowywała, manipulujesz nią, stawiasz ultimatum. Oczekujesz dowodów wierności i lojalności, ale takie dowody nie istnieją. Próbujesz jej przemówić do rozsądku, żądasz tego żeby ona zachowywała się w jakiś tam sposób, żebyś Ty mógł czuć się z tym dobrze. Pojawiają się zakazy i nakazy – nie możesz tego założyć, nie możesz tam jechać, nie możesz tak wyglądać albo tak się zachowywać. To jest rozpaczliwa próba przywrócenia sobie samemu równowagi i poczucia bezpieczeństwa, czyli znów nie chodzi o partnera tylko o Ciebie. Ludziom się wydaje, że to, partner robiąc to czy tamto powoduje, że czują się zagrożeni ale w rzeczywistości często to nie ma nic wspólnego z partnerem. Tylko nam się wydaje, że ona czy on swoim zachowaniem powoduje, że ja czuję się tak a nie inaczej, że tracę grunt pod nogami. Jeżeli tak masz to zadaj sobie proste pytanie – co powoduje, że tak bardzo boję się stracić tego partnera? Czego tak naprawdę się boisz? To pewnie mogą być różne rzeczy, ale myślę, że dużo osób boi się po prostu samotności. I to jest symptom dużo głębszego problemu. Lgniemy do innych z powodu poczucia głębokiej samotności i izolacji. Chcemy się tego poczucia pozbyć albo chociaż je zagłuszyć. Ale skąd w ogóle wzięło się to głębokie poczucie samotności i izolacji? Co powoduje w szerszej skali, że ludzie tak się czują? Myślę, że na takim powierzchownym poziomie to na pewno to, że spłyciły się nasze relacje. Jesteśmy od siebie dość mocno odcięci, każdy pracuje na swój sukces i zajmuje się sobą ewentualnie swoim profilem na Instagramie. Nie ma czasu na nic, bo trzeba gonić za pieniędzmi, domem, samochodem i drogimi wakacjami żeby zaimponować ludziom z którymi i tak nic nas nie łączy. Żyjemy w swoim małym świecie. Takie trochę narcystyczne społeczeństwo pod tym względem mamy. Ale myślę, że ta samotność i izolacja ma jeszcze głębszy poziom. Nasz cały świat, nasza kultura i społeczeństwo chce żebyśmy byli wszystkimi innymi tylko nie sobą. Trzeba prezentować jakąś twarz, maskę, nie żyjemy prawdziwie, autentycznie a jeżeli tak, to musimy się z czymś innym na poziomie wewnętrznym utożsamić. Myślę, że to jest powód tego, że kiedy już znajdujesz na tym odciętym od relacji, pełnym konkurencji i gry pozorów świecie, kogoś kto jak twierdzi Cię kocha to za nic w świecie nie chcesz tego stracić. Przykleić się możemy do różnych rzeczy. Lgniemy do tych rzeczy, bo one w pewnym sensie są ostatnią deską ratunku na to żeby chwycić się czegoś i być w ogóle kimś. I my coś takiego naprawdę nazywamy miłością, ale ja tu nie widzę ani miłości ani relacji w ogóle, bo wszystko kręci się wokół nas. Tak dzisiaj wygląda wyobrażenie na temat relacji. I to jest częściowo wina naszej kultury, częściowo edukacji, wychowania i nowoczesnej cywilizacji. Ale czy ta samotność, którą czujemy może być w ten sposób zaspokojona? Nieważne czy przez nowy samochód czy przez nową partnerkę? Pytanie – kim jesteś czy byłbyś bez swojego partnera? Czy w ogóle da się poradzić sobie z samotnością i takim głębokim poczuciem izolacji bez niczego z zewnątrz? Myślę, że tak, ale do tego musimy się stać niezależni emocjonalnie i psychologicznie. Kompletnie wewnętrznie niezależni.
Motyl
Kiedy tacy jesteśmy wtedy mamy podejście do drugiej osoby i do relacji jak do motyla, który usiadł nam na dłoni. Jak go będziesz próbować zatrzymać żeby być pewnym, że nigdzie nie odleci, zaciśniesz pięść i to właśnie najczęściej robimy w relacjach. Co jest trudne, to pozwolić mu tam sobie machać skrzydełkami i podziwiać jego prawdziwe piękno. Nie wymagasz od motyla tego żeby też Ci powiedział, że jesteś piękny ani żeby cokolwiek odwzajemniał, nie jest to ważne. On sobie tam siedzi żeby na niego patrzeć i podziwiać a nie miętosić i wciskać do słoika. Czyli siedzi sobie motyl, on jest w relacji ze wszystkim tak naprawdę, jest wolny nie należy do Ciebie ani do nikogo i w tym jest miłość. Nie ma tutaj odcięcia, separacji, jest wola żeby być tutaj a nie gdzie indziej a wola jest dlatego, że nie ma przymusu. Pytanie czy Ty jesteś w stanie tak kochać i powiedzieć swojemu partnerowi, że jest wolny, że nie należy do Ciebie i że go kochasz i w sumie to może odejść jak zechce? Zastanów się, czym byłaby relacja bez lgnięcia? Czym byłaby relacja z osobą, która nie przywiązuje się w taki sposób a mimo to Cię kocha? Czy możliwa jest taka relacja? Większość ludzi myśli, że nie, ale zastanów się sam dla siebie, rozbierz to na czynniki pierwsze. Czym byłaby relacja bez zależności? Czym w ogóle jest prawdziwa relacja? Ostatni film był na temat kontemplacji, usiądź sobie z tym pytaniem i je pokontempluj. Bądź ciekawy, niczego nie zakładaj i zacznij zadawać sobie pytania i otwórz się na odpowiedzi, ale staraj się dociec prawdy i dojść do sedna. Poświęć czas na rozwiązanie tej zagadki. Zamiast szukania sposobów na zazdrość, zrozum o co tu chodzi na wielu poziomach. Dojdź do korzenia i zmień swoje podejście do relacji na głębokim poziomie. Bo to, co zaakceptowaliśmy jako relację i miłość nie ma nic z tym wspólnego. Nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo w relacji. Motyl zawsze może odlecieć. Niepewność jest częścią życia z którą nie da się nic zrobić, niczego nie możesz być pewny, ale kiedy oskarżasz, krzyczysz i żądasz w końcu odepchniesz partnera. Paradoks polega na tym, że tylko wtedy kiedy ludzie mają wolność do tego żeby odejść, żeby Cię zdradzić i zostawić, najczęściej chcą zostać. To nie znaczy, że masz być ślepy i zgadzać się na takie traktowanie, ale to musi się stać dla Ciebie w porządku, to ma być ok. Musisz być na tyle niezależny emocjonalnie żeby być w stanie stracić tę osobę a jednocześnie robić dla relacji dobre rzeczy. Dbać o nią, bo to zwiększa szansę, że ta relacja przetrwa, ale nie ma żadnych gwarancji i nigdy ich nie będzie, lepiej zupełnie z nich zrezygnować.
Już o tym pisałam wiadomość, ale chcę powtórzyć na koniec, bo pewnie wiadomość nie dotarła do wszystkich – od tego momentu będę rzadziej publikowała filmy, dwa może trzy razy w miesiącu, bo potrzebuję więcej przestrzeni dla siebie i na własny rozwój.
MAGDA ADAMCZYK
7 Comments
Dzięki za te słowa i że udostępniasz je w dwóch wersjach do przeczytania i posłuchania.
Taka niezależność emocjonalna musi nieść ze sobą ogromną ulgę i spokój, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się ją wypracować.
Pozdrawiam!
Hej piekny film. Ja tak właśnie miętosiłam takiego motyla i próbowałam go wsadzić do słoika. Chyba w porę zrozumiałam o co chodzi i zaczęłam nad tym pracować. Takich mechanizmów można się oduczyć. Było ciężko a nawet ciężej niż z rzucaniem palenia. Walka z myslami i wyobraźnią to żmudna praca. Uczucie wolności jest jednak o wiele przyjemniejsze.
Magda Twoje filmy bardzo mi się podobają. Są takie głębokie, zmuszają do refleksji a jednocześnie trafiają do mojego serca i umysłu. Masz tyle wiedzy – ja też tak chcę. GRATULUJĘ CI. POWODZENIA.
Piekna przenosnia ten Twoj motyl:-)
Od jakiegis czasu stosuje taki test w moich waznych relacjach, ze jesli chce czegos od kogoś,staram sie pytac siebie,czego naprawde mi brakuje? Czesto odpowiedz sama mnie zaskakuje. Jednym słowem, moje relacje z innymi ludźmi stają się dla mnie testem, czy moje życie jest takie, jakim chcialabym je widzieć. Sprawdzam, czy jestem szczęśliwa, szukam, gdzie mogę coś zmienić. Dla mnie zazdrość swego czasu stała się punktem zwrotnym w moim życiu, uzmysłowiła mi, że idę na skróty, że nie realizuje się w stu procentach, dlatego musiałam przekonstruowac moje życie, aby stało się naprawdę moje. Dziś mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. A może, że bywam nieskończenie szczęśliwa. Bo szczęście też jest jak motyl:-)
Mało tego żyjemy w swoich małych światach,no to dla mnie już chaos, to to w końcu jest dobrze czy źle,no bo nie wolno mi nic powiedzieć bo ogranicza to drugiego więc jak zajmuje się robieniem kasy to się realizuje ma swój mały świat a jednocześnie ten mały świat to jest zło, nie ogarniam
Magdo,Twoje słowa wielokrotnie są dla mnie wsparciem . Dobrze, że jesteś
Najwyraźniej nie mam pojęcia o prawdziwym związku i miłości. Mało tego doszedłem do wniosku że najlepiej mieć kochankę, jest to jest nie ma to nie ma ,robi co chce i kiędy chce,nie bierze tego co mówię do wiadomości bo to przecież ogranicza jej wolność, ja podobnie ,ja to nazywam warszawskie klimaty,związek beż zasad. To po co być z kimś, zawsze myślałem żeby coś wspólnie tworzyć a Pani (może to źle rozumie)proponuję życie obok siebie jak z sąsiadka. To ja idę z kimś przez życie za rękę czy wychodzę na spacer jeden w lewo drugi w prawo a potem ewentualnie sobie o tym opowiemy,zupełnie tego nie ogarniam.