Dlaczego Nie Realizujesz Swojego Życiowego Celu | Największe wyzwania | Część I
Dzisiaj temat transformacji jaka jest konieczna żebyś mógł zacząć realizować swój życiowy cel. Opowiem o najważniejszych moim zdaniem wyzwaniach jakie czekają Cię po drodze i o tym jak sobie z nimi poradzić.
Drzewo trudności
Dzisiaj ciąg dalszy tematu życiowego celu, ale tym razem od strony wyzwań jakie czekają Cię na drodze do transformacji. Chciałabym żeby ten i kolejny film, który też będzie dotyczył przeszkód w podążaniu swoją własną drogą, były połączone przez metaforę drzewa. Czyli te dwa filmy stworzą nam drzewo trudności jakie napotkamy w procesie transformacji. Dzisiaj opowiem o korzeniach i o pniu tego drzewa, czyli będzie o najważniejszych wyzwaniach w życiu swoim życiem. Potem zajmiemy się gałęziami czyli znanymi nam wszystkim, bardziej powierzchownymi, drobniejszymi wątpliwościami, przekonaniami i obawami, które wyrastają z korzeni i pnia. Mam nadzieję, że ta struktura, ułatwi nam zrozumienie tego skąd wokół tego tematu tyle lęków, wątpliwości i wahań. A to finalnie ułatwi transformację, której efektem ma być uzewnętrznienie i nadanie pierwszeństwa temu do czego skłania nas samo życie.
Zakładam optymistycznie, że po ostatnim filmie na temat odkrywania życiowego celu zacząłeś czy zaczęłaś trochę więcej myśleć o swoim życiu, o tym dokąd ono zmierza, jaki ma głębszy sens i jaki jest jego cel. Może nawet już wiesz, co to miałoby być, ale jednak coś Cię jeszcze powstrzymuje przed tym żeby pójść w tę stronę. Może ciągle nie jesteś przekonany, boisz się albo myślisz, że to nie do końca możliwe i sam nie wiesz co z tym wszystkim zrobić – żyjesz sobie w takim zawieszeniu trochę. A może zrobiłeś coś zupełnie innego i szybko wycofałeś się z myślenia na ten temat. Może zamknąłeś się na, w sumie dość trudne i otrzeźwiające, pytanie o sens swojego życia, życiowy cel i wróciłeś do swojej codzienności. Wyparłeś to wszystko żeby nie zaburzać za bardzo statusu quo. Bo kto potrzebuje komplikowania sobie i tak już skomplikowanego życia, jakimś zastanawianiem się nad marzeniami, czymś abstrakcyjnym czy czymś bardziej wymagającym. Może wybiłeś sobie od razu to wszystko z głowy ze strachu przed tym, co z tego mogłoby wyjść. Teraz jest przecież stabilnie, w miarę spokojnie a ten kamień w bucie, który od czasu do czasu mocniej uwiera – to delikatne, subtelne niezadowolenie – raz mniejsze raz większe, wolisz ignorować. Bo takie jest życie przecież, tak to już jest, ale jakoś leci. I to jakoś leci jest znaczące, bo zwykle oznacza, że jest tak średnio. To znaczy w Twoim życiu pewnie mieszają się chwile radości, poczucia sukcesu i bycia kimś z poczuciem totalnego bezsensu, pustki i jałowości tego wszystkiego. Po prostu utknąłeś gdzieś pomiędzy. Stoisz sobie po kolana w bagnie czyli niby nie jesteś zanurzony po szyję, ale jednak nie możesz się do końca swobodnie poruszać. Myślę sobie i tak by wynikało z moich obserwacji, że tak wygląda z grubsza życie większości ludzi i do pewnego momentu moje wyglądało dokładnie tak samo. Mówiąc krótko, kręciło się wokół utrzymania tego, co jest i wokół przetrwania. Czyli liczą się podstawowe rzeczy konieczne do przeżycia. Ciągle biegamy wokół tych samych spraw skupionych właśnie na przeżyciu. Trzeba mieć, co jeść więc trzeba mieć pracę, trzeba mieć gdzie mieszkać, trzeba jakoś odpocząć, wychować dzieci i zapłacić rachunki. Nasze działania skupione są na przetrwaniu. Oczywiście przetrwanie jest konieczne żeby zrobić coś więcej, ale to jest trochę zabawne, bo niby jesteśmy tacy zaawansowani intelektualnie i mądrzy a żyjemy prawie dokładnie tak samo jak nasi przodkowie. Trochę zmodyfikowaliśmy sobie parę elementów, ale w zasadzie niewiele się zmieniło. Po prostu zamieniliśmy polowanie na pracę, maczugę na telefon, ognisko na telewizor, duchowość na komercję i materializm, jaskinię na mieszkanie a tygrysa na kredyt, ewentualnie zwolnienie z pracy. Ale tak naprawdę nasze życie jakoś bardzo się nie zmieniło, dalej wszystko kręci się wokół przetrwania. Jesteśmy niby tacy do przodu a jednak nie za bardzo. W dodatku w imię przetrwania sami zamknęliśmy się w pięknie urządzonym więzieniu. I urządziliśmy je sobie w ramach tego, co trzeba robić żeby przetrwać w naszym świecie. Dość bezrefleksyjnie wpasowujemy się w te ramy i nie wychylamy poza nie nosa. Bo generalnie wygląda na to, że wszyscy robią to samo i tak jest dobrze. Tymczasem wszyscy nawzajem, tworzymy sobie taką zbiorową halucynację związaną z tym, że określone rzeczy robi się w określony sposób i po prostu tak ma być. Jak tworzymy tę halucynacja? Po prostu patrząc na innych znajdujemy potwierdzenie, że ma być jakoś a inni patrząc na nas znajdują dla siebie identyczne potwierdzenie. I tak trzymamy się nawzajem w szachu i wszyscy robimy to co wszyscy. Na podstawie tej iluzji wyobrażamy sobie, że nasze życie ma jakoś określoną trajektorię i rzeczywiście ciężko w takich warunkach może nam przychodzić wyobrażenie sobie, że można żyć inaczej, zrobić coś inaczej albo coś innego uznać za ważne i realizować to w rzeczywistości. Szczególnie, że dorastamy obserwując dorosłych, którzy jakby wycięci z szablonu robią szablonowe rzeczy. Konsekwencją obserwowania tego wszystkiego jest to, że jak ognia boimy się w czymkolwiek wyłamać, boimy się zmian, podejmowania jakichś większych, przełomowych decyzji, bo przecież to grozi zawaleniem naszego, misternie zaprojektowanego więzienia. A w celi jest całkiem miło – mamy ładne obrazki, ładne meble, spacerniak może betonowy, ale kawałek nieba widać, czasem na parapecie usiądzie ptak, przez okno widać jakieś tam drzewo, czego chcieć więcej. Tak nam mija dzień za dniem. Czyli my jesteśmy tu a gdzieś tam jest jakieś drugie życie do którego nie bardzo mamy dostęp. Jest pomiędzy nami a nim jakaś niewidzialna bariera, jakby przezroczysta błona przez którą nie możemy się przedostać do czegoś więcej. I kiedy mówię o czymś więcej to nie mam na myśli niczego materialnego, raczej chodzi mi o wolność, poczucie sensu i celu w życiu. Jak widać ja mogę o tym długo gadać, ale może przejdźmy już do sedna tego filmu czyli do najważniejszych barier.
Korzeń trudności
Bez względu na to czy wyparłeś pytania na temat życiowego celu, zacząłeś o tym myśleć i go odkrywać czy już teraz go realizujesz – napotkasz na swojej drodze korzeń wszystkich barier. Z niego wyrastają wszystkie inne przeszkody z jakimi będziesz się mierzył na drodze do samorealizacji. Korzeń wszystkich trudności to uwaga, uwaga….EGO. Ego jest ojcem i matką wszystkich trudności i wątpliwości związanych z odkrywaniem, przyjęciem do wiadomości i realizowaniem życiowego celu. Dlaczego tak mówię? Bo to właśnie ego sprawia, że czujesz się samotny we wrogim świecie i powoduje, że bardziej skupiasz się na przetrwaniu niż na życiu. Ego oznacza ciągłą potrzebę chronienia siebie samego i wymusza pełne skupienie na sobie. A podążanie drogą swojego życiowego celu wiąże się z prawdziwym służeniem innym a to wymaga przekroczenia swojego ego w jakimś sensie, samotranscendencji. Poza tym ego jest hałaśliwe, jego mechanizmem zapewniającym mu przetrwanie jest właśnie strategia zagłuszania, domagania się uwagi, rozpraszania Cię i nie dopuszczenia do tego żebyś zadawał sobie fundamentalne pytania. Ego w ten sposób pomaga Ci ignorować subtelny głos serca czy intuicji. I robi to na tyle skutecznie, że może zupełnie uniemożliwić Ci odkrycie życiowego celu. Ego to też prymat rozsądku, zasad, przekonań, ram, wątpliwości, to ciągła walka wewnętrzna. To jest tak jak byś stał na skarbie i zamiast go wziąć i pójść do domu skupiał się na walce z każdym kto przypadkowo przechodzi akurat obok. Tak właśnie działa ego. To jest kompletnie bez sensu, ale przynajmniej jesteś czymś zajęty. Kiedy mówiłam wcześniej o wyjściu poza ramy i o tym, że niezbyt jesteśmy do tego skorzy, miałam na myśli tak samo ramy zewnętrzne i wyłamywanie się ze schematu życia jaki nakłada na nas nazwijmy to standardowa, powszechnie akceptowana ścieżka życia jak i ramy wewnętrzne, ramy ego. I tu chcę dodać od razu, że nie jestem anarchistką, która uważa wszystkie normy za niewłaściwe i głupie. W przypadku większości ludzi te normy trzymają ich ego w ryzach. A powiedzieć ego, że nie ma norm i wszystko wolno to proszenie się o to żeby świat spłonął. Ale wracając do tematu. Ego też będzie utrudniało podążanie drogą celu życiowego, bo będzie rodziło w Tobie masę wątpliwości, będzie niszczyło Twoją samoocenę, wiarę w siebie. Ego to ograniczona perspektywa pełna przekonań i wątpliwości. Już na początku ego będzie sugerowało, że to bez sensu, w trakcie będzie wzbudzało masę lęku i przekonań, które będą utrudniały. Oczywiście napotkasz też opór zewnętrzny. To wszystko razem wybuchowa mieszanka, ciekawy koktajl. Pamiętam, że kiedy to o czym teraz opowiedziałam dotyczyło mnie i w sumie nadal poniekąd dotyczy, to było takie uczucie jakbym była muchą w pajęczej siedzi, która powoli nóżka za nóżką odkleja się od pajęczyny i jeszcze nie wie czy poleci czy nie, ale przynajmniej nie udaje martwej za życia. I myślę, że od tego się wszystko zaczyna. Trzeba w pewnym sensie dać spokój swojemu staremu życiu, pożegnać się z nim jeżeli zależy nam na transformacji o której mówię i na życiu z poczuciem sensu, głębi. A nie na życiu, które jest mniej lub bardziej kompromisem, byciem letnim a nie gorącym, lawirowaniem pomiędzy potrzebami ego a podszeptami intuicji w nadziei na to, że uda nam się złapać dwie sroki za ogon. Nie uda się, ale rezygnacja z prób nie jest wcale prosta. Dlatego ego to najważniejsza przeszkoda jaką będziesz musiał wchłonąć w drodze do życiowego celu.
Trochę mniej abstrakcyjnie…
Jak do tej pory mówiliśmy o korzeniach czyli o tym, co leży u podstaw trudności w odkryciu i realizowaniu życiowego celu. Ale myślę, że wiele osób nie do końca potrafi to przełożyć na coś mniej abstrakcyjnego. Dlatego teraz to zrobimy i porozmawiamy o pniu, który wyrasta z korzeni ego. Nazwałabym ten pień specyficzną mieszanką komfortu i dyskomfortu – czyli komfortem jaki odnajdujemy w nieszczęściu. I wiem, że to brzmi trochę jak herezja, bo przecież każdy chce niby być szczęśliwy, chociaż wcale nie jestem o tym aż tak przekonana, ale to temat na inny film. Ten niewygodny komfort podzieliłabym na dwie kategorie – komfort ofiary i zgniły komfort kogoś, kto wsłuchany w głosy ekspertów od rozwoju osobistego, regularnie przekraczał swoją tak zwaną strefę komfortu, żeby realizować cele ego w nadziei na to, że to przyniesie mu spełnienie. Efekt jest taki, że obie osoby utknęły, chociaż każda na swój unikalny, ale też powszechny w naszym świecie sposób. Kiedy mówię o komforcie ofiary to chodzi mi o kogoś kto unika odpowiedzialności za swoje życie. Mówi sobie – ja nic nie mogę, ode mnie nic nie zależy, wszystko to co się dzieje to wina wszystkich tyko nie moja. A jest to na krótką metę cholernie wygodna pozycja, bo nic nie trzeba robić, za nic się nie odpowiada i można w nieskończoność czekać na ratunek i mieć pretensje do całego świata, że nas tak ciągle krzywdzi kolejnymi ciosami. Tak, życie czasem nie jest łatwe, zgadzam się, ale od uciekania przed odpowiedzialnością łatwiejsze się nie stanie. Poza tym tkwienie w mentalności ofiary jest łatwiejsze tylko do czasu, bo wiąże się z tym też masa cierpienia. I niektórzy pod wpływem tego cierpienia wreszcie decydują się na wzięcie odpowiedzialności za siebie, inni jeszcze głębiej zapadają się w poczuciu bezsilności. Jak od bezsilności przesunąć się w stronę odpowiedzialności? Żeby przejść do bycia twórcą i wyzwolić się z mentalności ofiary dobrze byłoby najpierw zidentyfikować obszary w których czujesz się totalnie bezradny, w których czujesz się ofiarą, i o których myślisz, że są poza Twoim wpływem. Myślisz, że nic z nimi nie możesz zrobić i że w ogóle to od Ciebie tu nic nie zależy. Zrób sobie listę takich obszarów i wybierz jeden, konkretny obszar, który totalnie kładzie Cię na łopatki. Załóżmy, że wybierasz pracę. Nie znosisz swojej pracy, ale jednocześnie masz poczucie, że nic nie możesz z tym zrobić, nic tu od Ciebie nie zależy. Obwiniasz szefa o to, że nie daje Ci lepszych projektów, myślisz, że jest beznadziejny i niesprawiedliwy. Oprócz tego czujesz się uwięziony w tej pracy, bo przecież na rynku nie ma dobrych ofert w dodatku jak zrezygnujesz to nikt nie da Ci zasiłku, nikt nie pomoże i nie uratuje. Wymówek masz milion, rozwiązań zero. Jak to zmienić? Zastanów się, co zrobiłby twórca swojego życia w tej sytuacji? Od czego by zaczął? Jak osoba, która jest pełna wiary w to, że ma siłę sprawczą w swoim życiu podeszłaby do tej sytuacji? Od czego by zaczęła żeby przesunąć się z pozycji ofiary do naturalnej pozycji jaką jest bycie twórcą swojego życia? Gdybyś dziś wziął ster w swoje ręce zamiast ciągle korzystać z autopilota, to od czego byś zaczął? Może to będzie przygotowanie CV, albo pogadanie ze znajomym o współpracy w ramach wspólnego projektu. Weź to na siebie i zacznij. Potem wybierz kolejny obszar w którym czujesz się bezsilny i powtórz cały proces. Ty decydujesz w której pozycji się znajdziesz, jeżeli to będzie pozycja ofiary to raczej nie będzie szans na realizowanie życiowego celu. Czyli koniec z ofiarą, witamy twórcę. Czas na zgniły komfort. O co tutaj chodzi?
To jest sytuacja osoby, która jest już dobrze osadzona w życiu, ale nieszczęśliwa z powodu braku sensu i celu. Taki człowiek, żeby zacząć realizować swój życiowy cel w pewnym sensie musiałby przyznać, że do tej pory nie żył w oparciu o to, co dla niego jest naprawdę ważne. A jeżeli poświęciło się kawał życia na realizowani jakichś celów, które co prawda były trochę bez sensu na poziomie wewnętrznym, ale jednocześnie przyniosły ze sobą finansowy sukces, prestiż i pozycję to bardzo trudno zacząć od zera. Myślę, że najtrudniej przyznać przed sobą, że to co robiło się do tej pory po prostu nie miało większego sensu dla nas. Dlatego chyba większość osób decyduje się będąc w takiej sytuacji jednak brnąć w ten model już do końca życia. Nazywam to zgniłym komfortem, bo niby na zewnątrz jest wszystko w porządku, ale jednak w środku nie do końca. Taka osoba nie czuje się spełniona, zadaje sobie różne pytania związane z drobiazgami z powierzchownymi rzeczami, ale nigdy nie zadaje sobie najważniejszych, największych i najtrudniejszych pytań – jaki jest sens i cel mojego życia? A nawet jeżeli je sobie zadaje to podchodzi do nich trochę jak pies do jeża. Myślę, że w sytuacji osoby, która żyje sobie w zgniłym komforcie stawianie sobie takich pytań w połączeniu ze zrozumieniem, że żadne rzeczy realizowane z poziomu ego nie przyniosą trwałej satysfakcji może pomóc podjąć kroki w stronę odkrywania swojego życiowego celu. Nic tutaj nie zmieni kolejny samochód.
Wyzwanie transformacji
Jak widać transformacja naprawdę może być dużym wyzwaniem. To jest tak naprawdę rozpoczęcie nowego życia a zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma na to ochotę. Ale jeżeli się na to jednak zdecydujesz, będziesz musiał w pewnym sensie przekreślić swoje dotychczasowe życie. Trzeba będzie konstruktywnie i z miłością rozkruszyć skorupkę komfortu w jakim tkwisz – bez względu na to czy to jest komfort ofiary czy komfort kogoś kto ma wszystko, ale brak mu spełnienia i sensu. Przejście od świadomości tego, co jest naszym życiowym celem do praktycznego realizowania tego celu w życiu będzie ogromnym wyzwaniem. I tak jest prawie zawsze. Czymś, co naprawdę mi pomogło pójść tą drogą i myślę, że generalnie pomaga osobom, które cel życiowy odkrywają, jest to, że to co się odrywa jest dużo ważniejsze od lęku jaki towarzyszy uzewnętrznieniu tego. A mimo to lęk potrafi być paraliżujący. I jedynym rozwiązaniem jest stawanie twarzą w twarz z tym lękiem, aktywne wchodzenie w niego i robienie małych kroków, które rozbijają ten wielki lęk na małe akceptowalne dawki. Oczywiście te kroki powinny być zaplanowane. I wbrew pozorom realizowanie swojego życiowego celu nie musi oznaczać rzucenia wszystkiego. Chodzi raczej o to żeby powoli, codziennie, kawałek po kawałku zacząć realizować swój życiowy cel. To łagodzi skutki transformacji. I nie da się tutaj samego siebie oszukać, że to nieważne, że jakoś to będzie i że lepiej się nie ruszać z miejsca, bo człowiek zawsze będzie się kierował w stronę czegoś większego niż on sam, bo z natury jesteśmy twórcami. Jeżeli z tego zrezygnujesz to sam kastrujesz swój potencjał. Doświadczasz wtedy ledwie cienia spełniania i satysfakcji, bo samorealizacji nie jest w stanie zastąpić sukces zewnętrzny. To raczej sukces zewnętrzny wynikający z samorealizacji jest drogą do spełnienia. Wtedy ten sukces po prostu staje się efektem ubocznym kierowania się w życiu w stronę swojego unikalnego celu. Oczywiście to ma swoją cenę i ta cena nie jest mała, ale to jedyna droga, to jest właśnie nasz chrzest ognia. W następnym filmie zajmiemy się gałęziami drzewa trudności na drodze do realizacji swojego życiowego celu, które wyrastają z korzeni i pnia ego. Myślę, że te wyzwania będą brzmiały bardziej znajomo dla większości z nas, bo będziemy się odnosić do typowych wymówek, racjonalizacji, przekonań, wątpliwości i przeszkód jakie się pojawiają na drodze do życiowego celu.
MAGDA ADAMCZYK
6 Comments
Świetne ale bardzo wymagające.
Transformacja przejście z mentalności ofiary wyjście ze strefy komfortu w stronę budowania bycia architektem swojego życia.A było się obserwatorem.Pokonywanie swoich leków.Staeanie oko w oko z nimi bardzo trudne.
A co jeśli ktoś czuję się ofiarą przeszłości? Wie, że to co robił w przeszłości ma konsekwencje dziś? I że te konsekwencje ponoszą osoby które kocha? Czasu nie da się cofnąć, cv tu nie pomoże….
Posłuchaj na YouTube Ajahn Brahm „Przeszłość to nie życie….” „W jak wybaczenie ….”
Ale przecież dzisiaj tworzysz swoją przyszłość. Przeszłość rzutuje na twoją teraźniejszość, ok. Ale zmienisz ją teraz, cofniesz czas? Ile chcesz czekać aby wziąść ster w swoje ręce?
Czy naprawdę chcesz narzekać za pięć lat, że nic się nie zmieniło, albo conajmniej nie tak jak chciałaś.
jak zawsze trafiasz w sedno, trzymam sie Twoich racji i ide na przod! dziekuje
Witam
Akurat temat zmian w zyciu jest u mnie na topie. Mysle , ze jestem gotowa na wiele zmian, ktore w pewnym sensie juz nastapily. Jednakze nurtuje mnie ten podstawowy problem: Cel zycia. Nie moge go odnalezc, zobaczyc , poczuc.
Czekam na nastepny film. Dziekuje , bardzo lubie Cie sluchac. Duzo dobrego zawsze czerpie z Twoich filmow.
Pozdrawiam serdecznie
Joanna