Największa Pułapka Duchowości | Cień Duchowości
dzisiaj temat od którego Twój PRAWDZIWY rozwój duchowy może się wreszcie zacząć. Opowiem o tym jak Twoja, tak zwana duchowość, może zamiast zbliżać Cię do prawdy o sobie, przeszkadzać Ci w zmierzeniu się z nią i w wejściu w autentyczny świat duchowości.
Pułapka duchowości
Największa pułapka duchowości; rozumianej jako remedium na życiowe troski, cierpienia, trudne doświadczenia, trudne emocje i nasze niedostatki; to fakt, że popularna duchowość zbyt często używana jest do tego, żeby ukrywać te wszystkie rzeczy, zamiast się z nimi szczerze zmierzyć. I to jest bardzo kontrowersyjny temat w świecie naszej pop duchowości i fast foodowych metod na radzenie sobie z cierpieniem i bólem istnienia, bo to nie jest coś co chcemy usłyszeć. Wolimy wierzyć, że istnieje coś, co nas przed tym wszystkim uratuje i dość często upatrujemy tego ratunku w duchowości. Ale mam nadzieję, że dzisiaj kilka masek opadnie i kilka wglądów, pozwoli nam na to żeby zacząć wreszcie, uczciwie patrzeć na sprawy duchowości i nadzieje jakie z nią wiążemy. Bo to nie jest jak jakiś romantyczny sposób na wybawienie, ale sposób na to żeby szczerze i prawdziwie, bez negowania naszej ludzkiej natury, bólu i emocjonalnej rzeczywistości, zintegrować wszystkie nasze aspekty. Dzisiaj kieruję ten film, tak samo do siebie jak i do wszystkich osób, które upatrują ratunku w duchowości a nie poradziły sobie jeszcze ze sobą na poziomie emocjonalnych ran czy lęków i do tych, które próbują uciekać od swoich prawdziwych emocji i od swojego człowieczeństwa w rozwój osobisty i w kompulsywne udoskonalanie się. Mam nadzieję, że to będzie prawdziwy początek naszego rozwoju. Ale wracając do duchowości. Niestety jak prawie ze wszystkim, co staje się masowe i popularne, tak samo duchowości nie ominęły różne wypaczenia pierwotnej idei powiedzmy. I czasami to są wypaczenia na taką skalę, że nawet trudno się dopatrzeć w tej pokrzywionej wersji, pierwotnego sensu. I widać to jak na dłoni nie tylko w świecie tak zwanych zwykłych ludzi, ale też w kręgach duchowych. Myślę, że wystarczająco dużo już słyszeliśmy o różnych skandalach związanych z nauczycielami duchowymi czy tak zwanymi osobami uduchowionymi żeby zrozumieć, co mam na myśli kiedy mówię o wypaczeniu pierwotnego sensu różnych filozofii czy religii przez unikanie konfrontowania się ze swoim człowieczeństwem. Często dziwi nas jak to możliwe, że takie oświecone osoby, robią takie rzeczy – dlaczego słyszymy w kółko o jakichś skandalach seksualnych, o nałogach i zachowaniach, które nijak się mają do uduchowionego wizerunku. Tłumaczymy sobie, że to też ludzie, że też popełniają błędy. Ale ja myślę, że chodzi tu o coś innego. Jasne, to też są ludzie, ale problem polega na tym, że ci ludzie zanegowali w pewnym sensie swoją ludzkość i próbują udawać, że są kimś czy czymś więcej niż ludźmi. To są osoby, które ominęły etap stawania się człowiekiem z krwi i kości ze swoimi lękami i trudnymi emocjami. Ominęły etap konfrontowania się z prawdą o sobie i z tej słabej pozycji, nie osadzonej w rzeczywistej prawdzie, weszły w świat duchowy, po to żeby uniknąć konieczności mierzenia się z różnymi rzeczami w sobie, które są trudne i które wywołują ból i dyskomfort. To jest po prostu nakładka na te trudne rzeczy, które bulgoczą za fasadą duchowości. Właśnie w ten sposób duchowość w naszym życiu staje się zamiast drogą do prawdy, drogą ucieczki od prawdy. Staje się grą pozorów. Kolejnym sposobem na uniknięcie bólu emocjonalnego. Dokładnie tak samo jak alkohol, seks, jedzenie, zakupy czy oglądanie dzień i noc seriali na Netflixie. Oczywiście, trudno winić kogokolwiek za to, że chce uniknąć cierpienia, ale chyba przyszedł już czas na odrobinę szczerości w tym wszystkim i na prawdziwe przyjrzenie się temu nie jak pozbyć się bólu, ale temu skąd ten ból się bierze. Bo uciekanie przed tym w duchowość wcale problemu nie rozwiązuje. Jeżeli cokolwiek robi, to tylko sprawy pogarsza. Ale nie da się w nieskończoność oszukiwać samego siebie. I dzisiaj wzywam nas wszystkich do emocjonalnej autentyczności jako do początku prawdziwej duchowości. Bo nie ma czegoś takiego jak złe emocje, wszystko zależy od tego, co z tymi emocjami robimy. A ten cały biznes oparty na unikaniu bólu, sprawia nam tylko więcej bólu. Myślę, że nie zdajemy sobie nawet do końca sprawy z tego, co sobie robimy w ten sposób. Unikając tego bólu, trudnych emocji, ran tak naprawdę się osłabiamy, to nie pozwala nam wejść w ból jak w oczyszczający ogień, zamiast tego bierzemy tabletkę w postaci praktyk duchowych, które maskują ten ból. Ale, niestety to nie działa, bo zamiast rozkładać na czynniki pierwsze nasze mechanizmy obronne, przyglądać się temu, co niewygodne spychamy to wszystko głębiej i budujemy nasz cień. A im większy nasz cień tym większy jego wpływ na nasze życie, które zamiast lepiej zaczyna wyglądać coraz gorzej. W ten sposób oszukujemy sami siebie w imię szczęśliwego i wolnego od cierpienia życia. I na tym właśnie zarabiają inni, którzy oferują nam różne rozwiązania w tym eliksir duchowości. Nie wiem czy coś takiego już istnieje, ale jeżeli nie istnieje to spodziewam się niedługo się pojawi jakiś kurs Oświecenia. A stanie się tak, bo do wszystkiego szukamy skrótów, jak coś boli to bierzemy tabletkę a jak nasze życie jest do kitu to może ktoś sprawi żeby było lepiej jak mu zapłacę, bo przecież płacę to wymagam. Utknęliśmy trochę w takim duchowym fast foodzie mam wrażenie. A zainteresowanie duchowością jest ogromne, bo i cierpienie w świecie ogromne. To połączenie daje ogromne możliwości żeby uciekać przed sobą – a to medytacja a to joga a to odosobnienie a w ogóle najlepiej to przeczytać Sekret i wszystko sobie przyciągnąć. Niestety w ślad za tak rozumianą duchowością, podąża jej cień, cień wypartych emocji, usuniętych ludzkich odruchów zastąpiony robotycznie powtarzanymi hasłami w stylu – to tylko Twoje ego albo to wszystko jest iluzją. A teraz małe przebudzenie – jakkolwiek to nie zabrzmi, duchowość wcale nie jest po to żeby polepszyć Ci samopoczucie. Chociaż myślę, że faktem jest to, że większość ludzi zaczyna włączać w swoje życie różne praktyki duchowe właśnie z powodu jakiegoś cierpienia, bólu i przez te praktyki chce sobie z tym poradzić, polepszyć samopoczucie, ale jeżeli nie wyjdziemy poza takie rozumienie duchowości to skończymy jako duchowi anorektycy. To, że chcemy poczuć się lepiej to nie jest nic złego samo w sobie, ale może się takie stać jeżeli zabraknie nam w tym wszystkim odwagi i szczerości do konfrontowania się z prawdą na temat naszej emocjonalnej rzeczywistości i człowieczeństwa w imię lepszego samopoczucia. I to lepsze samopoczucie może oznaczać chęć poradzenia sobie z różnymi rzeczami – z niskim poczuciem własnej wartości, brakiem pewności siebie, poczuciem, że jesteśmy jacyś nie tacy, zepsuci, to dotyczy naszych negatywnych myśli, trudnych emocji, cielesności, seksualności czy relacji. Próbujemy znaleźć rozwiązanie, remedium na ból istnienia w duchowości. Wyobrażamy sobie, że uciekniemy od tego i usuniemy to wszystko dzięki duchowości. Liczymy na to, że praktyki duchowe usuną nasze problemy, że przekształcą nas w kogoś innego, lepszego i tu zaczyna się problem. Angażując się w tak rozumianą duchowość unikamy pracy z tymi rzeczami, których chcemy uniknąć a ta praca jest konieczna żeby rzeczywiście było lepiej. Unikamy jej myśląc sobie, że wystarczy nam duchowość, że to wszystko rozwiąże i nie będzie się z tym trzeba męczyć. Osoby, które tak to widzą, bardzo często lądują w pułapce zjawiska nazywanego spiritual bypassing czyli w wolnym tłumaczeniu omijania przez duchowość czy duchowych uników. Co to takiego?
Spiritual Bypassing
To jest termin, który stworzył psycholog John Welwood żeby opisać naszą tendencję do używania praktyk duchowych po to żeby uniknąć zajmowania się swoimi problemami, ranami emocjonalnymi i bolesnymi emocjami. Czyli po prostu chodzi o to żeby to wszystko za jednym zamachem zamieść pod dywan i ruszyć w świat nieskrępowanej niczym wolności duchowej. Oczywiście to nie jest wtedy żadna wolność tylko forma eskapizmu, ale kto by się tym przejmował. Tym bardziej, że akurat w przypadku duchowości to jest bardzo atrakcyjna, kusząca i pozornie kojąca metoda ucieczki przed cierpieniem. Niestety też bardzo zwodnicza. Bo tak naprawdę to jest maskarada prawdziwej duchowości. Omijanie tego wszystkiego, co nam się nie podoba albo nie pasuje do tego jak chcielibyśmy się widzieć, przez taką pseudo duchowość, jest zaniedbaniem drogi mierzenia się z tym, co trudne jaką trzeba przejść żeby wejść w świat prawdziwej duchowości. To jest trochę tak jak byś zamiast wspiąć się na Kasprowy Wierch, wjechał kolejką. To nie jest to samo, mimo, że niby jesteś na szczycie, niczego się nie nauczyłeś po drodze, bo ominąłeś ten etap po prostu. Na pocieszenie mogę dodać, że wszyscy w jakiś sposób to robimy, chociaż trudno nam to zauważyć. Trudno zauważyć, że pod maską duchowości kryje się niewygodna prawda emocjonalna, którą wolimy ignorować. Zresztą nie tylko my jako zwykli ludzie tego nie zauważamy, ten problem był też długo ignorowany przez wielu nauczycieli duchowych. Teraz to się zmienia, ale przez lata negowano w kręgach duchowych pracę związaną z emocjami. Z autentycznym odczuwaniem, po prostu z byciem człowiekiem, który miewa różne emocje i nie próbuje na siłę ich w sobie tłumić w imię źle pojętej duchowości, która neguje rzeczywistość i w takim wydaniu staje się formą oporu wobec tego, co jest tu i teraz. Czyli duchowe omijanie niepożądanych uczuć czy nieprzyjemnych stanów promuje życie w kłamstwie, promuje brak autentyczności a z braku autentyczności nie ma rozwoju i nie ma prawdziwej duchowości. Dążenie do tak zwanych stanów oświeconych może spowodować, że własne człowieczeństwo, trudne emocje i wszystko, co nam się w nas nie podoba zepchniemy do naszego cienia, bo potraktujemy to jako przeszkodę na drodze do bycia uduchowioną istotą. W ten sposób bycie człowiekiem z krwi i kości, posiadanie uczuć, emocji, tak zwanych negatywnych myśli jest przeciwstawiane czemuś wyższemu, światu duchowemu tymczasem to są tylko różne aspekty tego samego. I y zamiast budować intymność z tymi wszystkimi aspektami, próbujemy niektóre części naszego doświadczenia zlikwidować i zastąpić innymi, w naszym rozumieniu lepszymi. Ale to nie w ogóle nie tak. W ten sposób tylko uzależnimy się od tego, co przynosi nam ulgę. I nieważne czy to będzie joga czy medytacja czy modlitwa. Nieważne, co to będzie ważne jak to traktujemy – jako ucieczkę czy jako rzeczywiście sposób na to żeby wyraźniej widzieć prawdę o sobie, żeby oświetlać te części nas, które nam się nie podobają i włączać je w siebie bez odcinania się od nich, ale też bez identyfikowania się z nimi. Każda duchowa praktyka, która ma sprawić, że będziesz bezpieczniejszy, spokojniejszy, że poczujesz się lepiej negując to, co czujesz teraz, oddala Cię od sensu duchowości jakim jest włączanie, integracja. Coraz skuteczniejsze uciekanie od tego nie jest żadnym postępem, jest regresem, bo im bardziej czegoś unikamy tym groźniejsze się to staje, my stajemy się tego mniej świadomi i gubimy umiejętność radzenia sobie z tym. Takie podejście do duchowości jest bardzo niebezpieczne, bo dzieli nas na kawałki – jakaś część nas nienawidzi innej części nas. Możemy szlifować swój duchowy wizerunek, ale ten podział nie zniknie. Trzeba poświecić trochę czasu i stawiać czoła różnym myślom, odczuciom i stanom żeby przejść przez to. Droga do rozwoju i autentyczności wiedzie przez to, co się pojawia – czasami przez ból, przez cierpienie, przez różne emocje a nie naokoło tego wszystkiego. Jeżeli próbujesz to omijać to jest jak byś ogrodził sobie mały teren, wybudował domek, zasadził róże a za płotem miał wysypisko śmieci i udawał, że Ciebie to nie dotyczy. Staramy się stłumić różne uczucia żeby nie czuć bólu i maskujemy ten ból duchowością a kończmy z coraz większym nieświadomie dźwiganym ciężarem emocjonalnym. A rozwiązanie jest wyjątkowo proste. Wystarczy zachować szczerość wobec siebie i otworzyć się na ten ból inaczej nasza duchowość utknie w wewnętrznym konflikcie. Nie staniemy się przez to bardziej współczujący, uduchowieni ani spokojni. Wręcz przeciwnie. Naprawdę najpierw musimy stać się ludźmi z naszymi tęsknotami, przywiązaniami, lękami, bólem, cierpieniem, gniewem, złością, strachem. Najpierw to a potem autentyczna duchowość. To jest prawdziwe i wydaje się, że tutaj mamy ten zagubiony fragment, który jest kluczem do tego żeby rzeczywiście zacząć się rozwijać. Można sobie te wszystkie emocje i ból przepracować u terapeuty, można to zrobić przez dobrze pojęte stosowanie praktyk duchowych, ale to wszystko bez oszukiwania, inaczej się nie da. Koniec końców, nie będzie chodziło o to żeby te rzeczy usunąć jak nam się początkowo wydaje, ale znaleźć dla nich przestrzeń w sobie. W ten sposób możemy w pełni odczuwać i być ludźmi. Oczywiście to wszystko wymaga odwagi i uczciwości. Inaczej zamiast zbliżać się do wolności będziemy kręcić się w kółko. Jak w takim nie kręcić się w kółko i zidentyfikować to, że próbujemy uciekać od trudnych rzeczy w duchowość?
Jak zidentyfikować omijanie przez duchowość
Bardzo prosto. Wystarczy, że zauważysz rozdźwięk, rozdwojenie pomiędzy tym za kogo się uważasz jako osoba uduchowiona a tym, co rzeczywiście czujesz i jak działasz. Na przykład, możesz uważać się za osobę spokojną, bo taka przecież jest osoba uduchowiona, ale z drugiej strony potrafisz wpaść w gniew i agresywnie reagować z byle powodu. Co jeszcze możesz zrobić z gniewem jeżeli próbujesz omijać swoje trudne emocje przy pomocy duchowości? W imię utrzymania swojego wizerunku, możesz stłumić swój gniew. Czyli udawać, że nie czujesz tego, co czujesz. Możesz w ten sposób udawać kogoś lepszego, większego, kogoś kto jest ponad ludzkimi emocjami.. Ale prawda jest taka, że wcale nie jesteś ponad nimi i z czasem się o tym przekonasz. Jeżeli zauważysz jedną z tych rzeczy u siebie to już wiesz gdzie jest Twój obszar do pracy. Podkreślam, do pracy a nie do unikania. Czyli będzie chodziło o przyjrzenie się temu jak podchodzisz do swojego gniewu. Po czym jeszcze można rozpoznać, że mamy do czynienia z unikaniem przez duchowość? Na przykład po nadużywaniu przez tak zwane uduchowione osoby fraz typu: to tylko Twoje ego, wszyscy jesteśmy jednym, to wszystko iluzja, tak naprawdę nie istniejemy. Kiedy zwrócisz się do takiej osoby z problemem to ona pewnie właśnie takim stwierdzeniem zaneguje Twoje emocje mówiąc, że wszystko minie i że to wszystko jest iluzją i nie ma się czym przejmować. Że ta zdrada Twojego męża czy żony to pryszcz jest i nie ma się czym przejmować. A tak w ogóle, to jak Cię coś dotknęło to na pewno to coś mówi o Tobie, nieważne że ktoś coś tam Ci zrobił, nie ma się co tym zajmować tylko trzeba się przyjrzeć sobie, bo przecież sami tworzymy swoją rzeczywistość. A no i jeszcze na koniec usłyszysz – bądź pozytywny i zachowaj dystans. Najczęściej takie słowa padają w najmniej odpowiednim momencie, czyli w momencie jakiegoś cierpienia drugiego człowieka. Te wszystkie frazesy mają oczywiście swój sens, ale wypowiadane w takich sytuacjach częściej są sygnałem odcięcia emocjonalnego niż autentycznej, adekwatnej relacji na czyjś ból. Dlaczego tak zwane uduchowione osoby mogą tak reagować? Dlatego, że od lat być może negują własne cierpienie, własne emocje, omijają je przez te swoje medytacje i jogi po to żeby nie zobaczyć tej części siebie, która nie pasuje do ich uduchowionego wizerunku. Dlatego spychają to na skraj świadomości byle nie zajrzeć do swojego ciemnego kąta. Od razu powiem, że nie mam nic do jogi ani medytacji, za to mam sporo do tego do czego to jest używane. Inne przykłady omijania prawdy przez duchowość to coś chyba najbardziej powszechnego ostatnio czyli brak akceptacji dla wszystkiego, co negatywne. To jest takie podejście które nie dopuszcza do głosu prostego faktu, że czasem możemy się czuć po prostu źle. Może słyszałeś gdzieś w jakimś miejscu czy w jakimś towarzystwie, że nie ma tu miejsca na żadną negatywność, że tylko dobre wibracje są akceptowane. I masz jak na dłoni przykład wzmacniania zjawiska omijania przez źle pojętą duchowość. Kolejna przykład to patrzenie z góry na nasze ciało, na naszą seksualność, na nasze emocje, które nie pasują do wyidealizowanego obrazu osoby uduchowionej. I to jest taka trochę emocjonalna lobotomia w imię wciśnięcia się w garnitur o 4 rozmiary za mały. Udaję wolną od pożądania, ale na boku coś tam dziwnego robię, oddzielam t o sobie ładnie i nie widzę, że to jest totalny przykład dysocjacji. Uduchowione osoby często też mają kłopot z gniewem – albo go w ogóle nie dopuszczają albo mylą go z agresją. Jedzie sobie taka osoba do Indii, medytuje tam tygodniami po czym ktoś ją potrąca i ona wybucha jak dziki wulkan. To też znamy z codziennego życia. Kolejna rzecz po której widać, to że angażujemy się w omijanie przez duchowość to takie ślepe współczucie. Czyli tolerowanie rzeczy, na które należałoby zwrócić uwagę a nie zignorować, ale my w imię źle pojętej dobroci i miłości dla bliźniego milczymy. To jest też takie bycie zbyt miłym za wszelką cenę połączone z brakiem jakichkolwiek granic. No bo przecież stawienia granic, czy powiedzenie komuś tego że jego zachowanie negatywnie na nas wpływa, to wymaga odwagi i być może konfrontacji a przez to może upaść nasz wizerunek osoby uduchowionej, która jest ponad takie drobiazgi. To się kończy tłumieniem w sobie masy emocji, które nie mając ujścia znajdują sobie to ujście w niespodziewanej formie czasem. Też osoby uduchowione mają tendencje do tego żeby przedkładać duchowość nas codzienne życie. Wydaje im się, że to nasze codzienne, ludzkie życie nijak się ma do duchowości i nie rozumieją dlaczego to, co czują na poduszce medytacyjnej tak łatwo nie przechodzi do ich codziennego życia. Tak się dzieje, bo medytacja jest ucieczką od codziennego życia a nie praktyką, która integruje. W ogóle mocno rozróżniamy to co niskie od tego, co wysokie. Wydaje nam się, że jak te wszystkie emocje już zakopaliśmy w sobie pod warstwą różnych praktyk i wyobrażeń to już jesteśmy na jakimś wyższym poziomie istnienia. Że wyrośliśmy ponad ego i że w ogóle ego to jest wróg. Myśląc w ten sposób ulegamy po prostu kolejnej iluzji. Ego w kręgach osób, które duchowość traktują jak sposób na rozwiązanie swoich wszystkich problemów, które oczywiście z ego wyrastają, jest postrzegane jako coś do zniszczenia a nie jako po prostu coś, co trzeba oświetlić i zintegrować z resztą kawałków. Negujemy wartość indywidualności na rzecz jedności, gubiąc w ten sposób współczucie dla siebie samych i dla innych ludzi. Zaprzeczamy swojemu człowieczeństwu, ale tak się nie da, jeżeli zależy nam na prawdziwej duchowości. Bo mamy różne aspekty siebie, cielesny, indywidualny, personalny, międzyludzki, interpersonalny i transpersonalny. To współistnieje. Nic nam nie da uciekanie od tego oprócz tego że nigdy nic się nie zmieni. Musimy mieć odwagę żeby wytrwać w ogniu tego, co naprawdę się z nami dzieje i pozwolić żeby ten ogień oświetlił to czego nie chcemy widzieć. Wtedy możemy mieć do czynienia z prawdziwą transcendencją. Fałszywe, pośpieszne próby przekraczania trudnych emocji i doświadczeń bez konfrontowania się z nimi to jest podstawowy błąd na ścieżce duchowej. Skoro tak, to jaka jest w takim razie autentyczna duchowość?
Autentyczna duchowość
Jest uznaniem wszystkich naszych aspektów, ale ona nie może istnieć dopóki praktyki duchowe zamiast do konfrontowania się z trudnymi rzeczami są używane do ich unikania. Bo prawdziwa duchowość zakłada szczerość i autentyczność. Z jednej strony chodzi o to żeby przed niczym w sobie nie uciekać a z drugiej strony żeby do niczego nie dążyć. Nie uciekanie oznacza przyjmowanie swojej emocjonalnej rzeczywistości a brak dążenia odnosi się do tego, że praktyki duchowe nie służą do tego żeby uczynić z nas lepszymi tylko żeby zostawić rzeczy takimi jakie są. Ten tandem rozbraja omijanie przez duchowość. Prawdziwa duchowość obejmuje uznawanie i stawianie czoła temu co w sobie próbujemy ignorować, temu na co się w sobie nie zgadzamy, temu co w sobie odrzucamy. I możemy to identyfikować na różne sposoby. Na przykład przez przyglądanie się temu czego nie akceptujemy w innych, przez przyglądanie się temu przed czym w sobie uciekamy ciągle się rozpraszając czy pijąc alkohol, przyglądaniu się powtarzającym się schematom w naszym życiu. Krótko mówiąc musimy zaangażować się w pracę z własnym cieniem i kawałek po kawałku oświetlać to czego widzieć w sobie nie chcemy. Zamiast ucieczki potrzebujemy wejść w to wszystko i odpuścić przekonanie, że coś jest z nami nie tak jeżeli coś czujemy czy myślimy. Musimy poczuć to co naprawdę czujemy, bo poradzenie sobie z tym nie będzie możliwe bez autentyczności. Potrzebujemy się otworzyć na te rzeczy i stworzyć dla nich przestrzeń w sobie a nie je usuwać czy unikać ich. Dopiero wtedy będziemy mogli zostawić wszystko tak jak jest.
MAGDA ADAMCZYK
13 Comments
Bardzo dobry materiał. Rzadko zwraca się uwagę na tę kwestię, a jest fundamentalna. Dziękuję za przyjemność słuchania i inspirację.
Po prostu dziękuję Magdo za naturalny, szczery wgląd w temat duchowości. Z życzeniami dalszych mądrych wglądów pozdrawiam
Madziu… Kochana jesteś i mądrze mówisz. Z zainteresowaniem śledzę Twoje wystąpienia od lat i wciąż odnajduję dla siebie coś, co wzbogaca moją duchowość, ale też korektę nawyków, prowadząc sumarycznie do lepszego bycia sobą – za co ogromnie Tobie dziękuję.
..Ale te włoski.. 😉 Gdy oglądałem Ciebie lat temu kilka, gdy uruchomiłaś Vloga – NIE UKRYWAM – pierwsze czym mnie ujęłaś to LOOK (faceci tak mają 😉
Gdy posłuchałem do tego co masz do powiedzenia, byłem w siódmym niebie.. I nie wiem właściwie, czy to co piszę powinno iść jako komentarz, czy raczej jako wiadomość prywatna, ale jedno wiem.. Baaardzo moim zdaniem pasowała Ci krótka, zadbana fryzurka, którą pamiętam sprzed lat kilku i Twoich pierwszych filmików. Dziś może w większym jesteś pędzie i o drobiazgi nie dbasz tak bardzo,, a jednak to z nich składa się całość.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie i raz jeszcze dziękuję za to, co robisz..
Materiał rewelacyjny!!! Twoja praca Magda jest nieoceniona ❤️
Wszystko, o czym Pani mówi to smutna prawda o „duchowości”. Z jednej strony przyroda nie lubi pustki, ludzie odeszli od tradycyjnego „biegania do kościoła”, więc czują, że pustkę tę trzeba czymś zapełnić, bo przez odejście od kościoła wcale nie żyje im się lepiej. Więc szukają i wpadają w sidła pseudo-guru. Potem pracują (za odpłatnością) na sobą, ale czy są lepszymi ludźmi? W kółko mówią o dobrych wibracjach, wampirach energetycznych, iluzji, karmie, a siedząc w ich towarzystwie człowiek jakoś dziwnie się męczy i czuje źle. Problem pustki duchowej ludzi XXI wieku to temat rzeka, ale zasadniczon nikt nie chce się podjąć uczciwie tematu. Poza tym, zacytuję kogoś mądrzejrzego, ludzi jest łatwiej oszukać, niż udowodnić im, że zostali oszukani. Ludzie lubią tkwić w swoim błędzie, a praca ze sobą i nad sobą jest znacznie trudniejsza niż praca z drugim człowiekiem. To, o czym Pani mówi uderza w samo sedno.
„Krótko mówiąc musimy zaangażować się w pracę z własnym cieniem i kawałek po kawałku oświetlać to czego widzieć w sobie nie chcemy.”
Co zrobić jeśli tego cienia jest tak dużo, że im głębiej zaglądamy w siebie, tym więcej smutku i samotności nam się pojawia w życiu?
Czy jest jakaś granica do której możemy 'grzebać’?
Pozdrawiam,
Beata
Źle pojmowana duchowość zawsze była przyczyną cierpienia wielu ludzi. Już Jezus nazwał faryzeuszy grobami pobielanymi – w środku pełni nieczystości i zgnilizny na wierzchu nieskazitelni. Kładący na innych ciężkie brzemię powinności, któremu sami nie mogli podołać Zniechęcający innych do wszelkiej duchowości Owoce Ducha: pokój radość cierpliwość to OWOCE Jabłoń rodzi jabłka bo jest jabłonią a nie dlatego że bardzo się stara Człowiek prawdziwie przebudzony nie napina się nie złości Jest wyrozumiały i otwarty Akceptuje życie we wszystkich jego przejawach jest pogodzony z sobą ludźmi i światem
Pani Magdo, ma pani rację, że prawdziwa duchowość nie jest tania. Upadki wielkich guru są tylko tego dowodem. Niewłaściwe nastawienie może powodować, że nawet po 2 czy 3 dekadach praktyki ktoś stwierdza, iż proces nie działa. Trochę to strata czasu, prawda? Z drugiej strony, osoby szczere szukają duchowości między innymi dlatego, iż zdają sobie sprawę, że nie ze wszystkim sobie poradzą same. Towarzystwo innych praktykujących może dać praktyczną wiedzę, wsparcie emocjonalne, wspólny cel i więzi na całe życie. Każda autentyczna ścieżka duchowa zawiera zresztą elementy samoanalizy, konfrontacji i pracy z samym sobą. Czasem dopiero stojąc w kolejce do jedynego czynnego prysznica w aśramie zauważamy, że posiadamy coś takiego jak ego 🙂 Potrzeba duchowości jest jak każda inna potrzeba, tylko trochę wyżej w hierarchii Maslova 🙂 I zgadzam się z panią, że polega ona przede wszystkim na dawaniu.
Pozdrawiam i czekam na kolejne filmiki w tym temacie, bo to akurat mój konik 🙂
Dziękuję za Twoją pracę:)
Szkoda, że brak przykładów, bo nie wyobrażam sobie, by praktyki duchowe mają coś maskować. Po to do nich podchodzę, by zranienie odnaleźć-i to jest bardzo ważne-a następnie poprzez praktykę zintegrować.
Genialny, prosty, zrozumiały sposób – kazdy temat, który pani omawia własnie jest taki. Jest pani wysmienitą mówczynią. Cieszę się, ze trafiłam na pani materiały.
Używam duchowości jako wsparcie w ciężkich sytuacjach życiowych nie zeby je ominąć lecz je przetrwać. Ciężko chorowałam to dało mi sile. do walki i przetrwania i do tej pory tak jest.
Dobry filmik zreszta jak wszystkie inne.
Jest pani bardzo mądra kobieta.
Pozdrowienia z Warszawy
Dziękuję za ten materiał, bo ja już czuję się totalnie bezradna i zagubiona w tym wszystkim. Czasami myślę, że prędzej zwariuję niż połączę to wszystko w sobie.